Przedszkola, które powstały za pieniądze z UE, nie mają zagwarantowanego dalszego finansowania. To m.in. efekt tego, że urzędy przyznają dotacje, ale nie wymagają od gmin bezwzględnej deklaracji, że po zakończeniu projektu będą dalej utrzymywać przedszkole z własnych środków.
– Wymagamy jedynie zobowiązania, że gmina dołoży wszelkich starań, aby te punkty utrzymać – podkreśla Hubert Rząsowski, wicedyrektor z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubelskiego.

Kontynuacja na papierze

W umowach urzędy marszałkowskie i wojewódzkie urzędy pracy, które dzielą unijne pieniądze, umieszczają tylko ogólny zapis o obowiązku zachowania trwałości rezultatów projektu. Nie wiadomo jednak, o które rezultaty chodzi. Nikt nie monitoruje także, co się dalej dzieje z placówkami utworzonymi za unijne pieniądze.
– Nie możemy wymagać, żeby gminy zobowiązywały się, że utrzymają przedszkola przez kilka lat, bo byłoby to niewykonalne. Powstawałyby one tylko w miastach, gdzie po zakończeniu projektu można je przekształcić w placówki komercyjne – uważa Adam Szponka z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Kujawsko-Pomorskiego.
Jednak w efekcie w ciągu najbliższego roku, kiedy w kilku województwach będą się już kończyć projekty, a tym samym gminy nie będą już otrzymywać środków z UE, przedszkola mogą być zamykane. Tak się stało już np. w gminie Stopnica (woj. świętokrzyskie).
– Mamy za mało dzieci, żeby utrzymać trzy punkty przedszkolne – mówi „DGP” Ryszard Zych, wójt gminy Stopnica.

Unikają rejestracji

Te przedszkola, które powstają za pieniądze UE i wchodzą do tzw. systemu oświaty, otrzymują dotacje na dzieci od gminy. To 40 proc. stawki, jaką gmina płaci prowadzonym przez siebie przedszkolom. Problem w tym, że nie wszystkie unijne placówki są rejestrowane i część z nich działała poza systemem. Gminy nie chcą bowiem przyjmować na siebie dodatkowych zobowiązań.
– Wójtowie nie chcą finansować tych placówek, bo subwencja oświatowa jest za mała – podkreśla Monika Ebert, ekspert ze Stowarzyszenia Rodziców TU.



Nie chcąc podejmować zobowiązań, nie rejestrują nawet tych placówek jeszcze podczas trwania projektu. Po jego zakończeniu próbują natomiast szukać rozwiązań przejściowych.
Monika Ebert podaje przykład gminy na Lubelszczyźnie, która swoje punkty przedszkolne utrzymuje jako kluby edukacji kulturalnej dzieci. Żaden z nich nigdzie nie został zarejestrowany. Są finansowane z budżetu na kulturę i pomoc społeczną, zatrudniają kadrę, której nie obejmuje Karta nauczyciela. Nie ma jednak żadnej pewności, że ta placówka przetrwa.
Dlatego zdaniem Moniki Ebert podczas dzielenia pieniędzy na zakładanie przedszkoli urzędy powinny wymagać zobowiązania od gmin i organizacji pozarządowych, że zarejestrują przedszkole w systemie oświaty.
Eksperci podkreślają, że warto takie zmiany wprowadzić nawet na półmetku obecnej perspektywy finansowej, bo w skali kraju zostało dotychczas zakontraktowane ponad 120 z 243 mln euro.
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego nie zajęło wczoraj stanowiska w tej sprawie.

Skuteczne fundacje

Z danych Ministerstwa Edukacji Narodowej wynika, że dzięki unijnym projektom dodatkowe 15 tys. dzieci skorzysta z nauki w przedszkolu. Jak przyznaje Adam Szponka, urzędy marszałkowskie i WUP interesuje głównie tworzenie przedszkoli tam, gdzie ich nigdy dotąd nie było. Nie ma jednak żadnych statystyk dotyczących ich przeżywalności.
Z dotychczasowych doświadczeń regionów wynika, że najbardziej skuteczne są duże fundacje, które jeszcze podczas trwania projektu rejestrują je jako placówki oświatowe i występują o dotacje do gmin. Na Dolnym Śląsku od 2009 roku przetrwały 32 z 35 punktów przedszkolnych utworzonych przez Fundację Edukacji Przedszkolnej. W Wielkopolsce nadal funkcjonuje około 40 z 50 punktów przedszkolnych utworzonych przez Fundację Familijny Poznań.