Rada Ministrów zablokowała dziś podwyżki dla pół miliona urzędników. Policjanci, żołnierze, urzędnicy służby cywilnej nie dostaną ani grosza więcej w 2011 roku. Płace nie wzrosną nawet o wskaźnik inflacji. Wcześniej rząd zakładał wzrost płac na poziomie 3,3 proc. – inflacja plus 1 proc. Cięcia przyniosą budżetowi 800 mln zł.

Pomysł ministra finansów wpasowuje się w ogólnoeuropejski trend oszczędności na państwowej administracji. Tak robią rządy Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii. Ale jest jedna zasadnicza różnica. Polacy w przeciwieństwie do największych państw Europy Zachodniej nie akceptują cięć. Z sondażu przeprowadzonego na zamówienie „DGP” przez instytut badawczy Homo-Homini wynika, że 50 proc. Polaków nie ma zrozumienia dla cięć w administracji. Podobne badania przeprowadzone przez instytut Harrisa i „FT” pokazują, że 75 proc. Europejczyków popiera działania rządu. Nie mamy nawet zrozumienia dla cięć w administracji – 40 proc. mówi im zdecydowanie „nie”.

Jeszcze gorzej jest w przypadku świadczeń socjalnych, ale tutaj akurat nie różnimy się od reszty świata. Na pytanie Homo Homini: Czy rząd powinien zamrozić podwyżki emerytur i rent oraz obniżyć zasiłki dla bezrobotnych, ponad 80 proc. z nas odpowiada „nie”.

Także w społeczeństwach EU zgoda na poszukiwanie oszczędności bezpośrednio w kieszeniach badanych wzbudza ogromny opór. Tylko 17 proc. Brytyjczyków i Francuzów opowiada się za oszczędnościami w służbie zdrowia i edukacji.

Niemniej ogólne zrozumienie konieczności reform w UE jest bezprecedesowo wysokie – sięga 70 – 80 proc.

– Ludzie zrozumieli, że bez reform zagrożone są dalsze istnienie euro, stabilność państwa oraz ich własne oszczędności. Są gotowi do poświęceń, aby zachować to, co najważniejsze – mówi w rozmowie z „DGP” Simon Tilford, główny ekonomista londyńskiego Center for European Reform.

Marco Incerti, ekspert brukselskiego Centrum Europejskich Studiów Politycznych (CEPS), podkreśla, że politycy decydujący dziś o cięciach czy podnoszeniu wieku emerytalnego wcale nie są skazani na utratę władzy. – Mieszkańcy Unii mają świadomość, w jak trudnym położeniu znajdują się ich kraje. Dają reformom zielone światło.

U nas niecała połowa Polaków akceptuje trudne zmiany. To wynika z roszczeniowego podejścia do instytucji państwa. Z drugiej strony – jak mówi psycholog biznesu Jacek Santorski – Polacy nie mają zaufania do państwa i nie wierzą, że wyrzeczenia przyniosą im korzyści.

Trzeba tu dodać, że Polaków skutki kryzysu nie dotknęły tak bardzo jak Europejczyków na Zachodzie. Bezrobocie w Hiszpanii to już 20 proc., w Polsce 9,8 proc. Deficyt w Wielkiej Brytani przekroczył 10 procent PKB, u nas 7,1.

My wciąż czujemy się zieloną wyspą i nie bardzo dociera do nas prawda, że bez radykalnych reform to eldorado szybko się skończy.



Dziś rząd przyjął założenia do budżetu na 2011 rok. Zgodnie z propozycją średniorocznych wskaźników wzrostu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej w 2011 r. nie będzie wzrostu płac w tym sektorze.
Później założenia te będą negocjowane ze związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców w Komisji Trójstronnej. Podobnie jak w poprzednich latach może tam nie dojść do porozumienia, zwłaszcza w sprawie podwyżek w sferze budżetowej.
– Jesteśmy skłonni zgodzić się na wzrost płac dla urzędników o poziom inflacji, ale jeśli rząd idzie dalej i chce oszczędzać, zamrażając ich pensje, to go poprzemy – mówi Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan.
Zaskoczenie z zamiaru całkowitego zamrożenia płac nie kryją związki zawodowe.
– Mamy nadzieje, że rząd zrezygnuje z tego pomysłu – mówi Zbigniew Kruszyński z NSZZ „Solidarność”.
Dodaje, że wszystkie związki ustaliły, iż wzrost płac powinien wynieść 5,3 proc. Założenia mają zostać przedstawione członkom KT jutro.
Urzędnicy bez wyrównań
– Brak przewidywanego wzrostu płac nie oznacza, że urzędnicy nie będą zarabiać więcej – mówi Sławomir Brodziński, szef Służby Cywilnej.
Tłumaczy, że dyrektorzy mogą np. przyznać urzędnikom dodatek zadaniowy lub zredukować zatrudnienie, aby znaleźć pieniądze na podwyżki.
Z takich rozwiązań mogą korzystać dyrektorzy generalni. Od tego roku środki przekazywane z budżetu na fundusz płac poszczególnych urzędów nie są uzależnione od liczby etatów. W efekcie dyrektor może zwolnić część pracowników i z zaoszczędzonych pieniędzy podwyższyć pensje pozostałym. W praktyce urzędy wciąż utrzymują, a nawet zwiększają zatrudnienie.
– Przez zamrożenie pieniędzy na fundusz płac chcemy zmusić szefów urzędów do tego, aby przejrzeli kadry, którymi dysponują, i pracowali wydajniej – mówi Jeremi Mordasewicz.
Dodaje, że przez coroczne podwyżki dyrektorzy generalni nie zwalniają nieefektywnych urzędników i nie wynagradzają odpowiednio najlepszych.



Mundurowi bez podwyżek

Zerowy wskaźnik wzrostu płac spowoduje, że na podwyżki nie mają też co liczyć służby mundurowe – głównie żołnierze i policjanci.
– Żołnierz niezależnie od wskaźnika wzrostu otrzyma uposażenie w dotychczasowej wysokości określonej w rozporządzeniu w sprawie stawek uposażenia zasadniczego – wyjaśnia płk Dariusz Mielczarek z Ministerstwa Obrony Narodowej.
Tłumaczy, że jeśli nawet fundusz płac byłby znacząco wyższy od ubiegłorocznego, to dopiero wtedy MON rozważyłoby zmianę stawek uposażenia żołnierzy.

Więcej dla nauczycieli

W najlepszej sytuacji kolejny raz są nauczyciele, którzy mogą otrzymać nawet 10 proc. podwyżki. Nauczyciele nie są uwzględniani przy wskaźniku wzrostu płac w państwowej sferze budżetowej. Ich wysokość kwoty bazowej jest negocjowana odrębnie z oświatowymi związkami zawodowymi. Negocjacje z rządem rozpoczną się w przyszły poniedziałek (19 lipca).
– W porozumieniu podpisanym z rządem w ubiegłym roku obiecano nam dwie podwyżki, w styczniu i we wrześniu po 5 proc. – potwierdza Sławomir Wittkowicz z Forum Związków Zawodowych.
Dodaje, że ogłoszony w styczniu tego roku plan konsolidacji odchodzi od tych ustaleń i zakłada 7 proc. od września.
Resort Edukacji Narodowej potwierdza, że nauczyciele otrzymają w przyszłym roku podwyżki. Do końca kadencji rządu ich pensje mają wzrosnąć o 50 proc. Według wyliczeń MEN już teraz pensje pedagogów wzrosły o 30 proc. Od września tego roku ich płace wzrosną o 7 proc.
Polacy o zaciskaniu pasa / DGP