Jak wynika z danych ZUS, średnia wieku przechodzenia na emeryturę jest taka sama jak przed likwidacją części przywilejów. Trzeba więc ciąć dalej, i to szybko, na wzór UE. Ale minister Boni mówi: Nie ma potrzeby wprowadzania zmian
Rząd, tnąc przywileje emerytalne i ograniczając pomostówki, spodziewał się efektów już nawet po roku. Ale jak wynika z ostatnich danych ZUS, średnia w roku odchodzenia na emeryturę ani drgnęła. To wynik ciągnących się zaszłości, jak i za mało odważnych reform.
– Nie przygotuję projektu ustawy wydłużającej wiek emerytalny. Już podnieśliśmy go o 5 lat, wygaszając część przwilejów – powtarza Jolanta Fedak, minister pracy i polityki społecznej.
Wczoraj z planów podniesienia wieku emerytalnego wycofał się też jego jedyny zwolennik w rządzie, Michał Boni. Oby tylko na użytek kampanii wyborczej.

Emeryci wciąż młodzi

Według ZUS, mężczyźni odchodzący w ubiegłym roku na emeryturę mieli zaledwie 61 lat, a kobiety – 57,8 lat. To niemal tyle samo co w 2008 roku, kiedy wciąż obowiązywały bardzo szczodre przywileje.
Na emerytury mogły wtedy odchodzić 55-letnie kobiety i 60-letni mężczyźni. Wiek odejścia z rynku pracy wynosił odpowiednio 56,2 i 61,1 lat.
Sytuacja po reformach z 2009 roku z upływem lat zacznie się poprawiać. Coraz mniej osób będzie miało prawo do emerytur na starych zasadach. Ponadto rok 2009 był wyjątkowy – od stycznia zaczęły bowiem obowiązywać przepisy, umożliwiające korzystanie z emerytur bez konieczności rozwiązywania stosunku pracy. Na świadczenia mogło więc jednorazowo przejść sporo młodszych osób, które miały przyznane świadczenia, ale ZUS ich nie wypłacał, bo nie rozstały się z firmą.
Ale dotychczasowe korekty nie uratują od zapaści systemu emerytalnego, na który składa się nie tylko ZUS.



Przywileje rozsadzają budżet

Gdy większość krajów UE podniosła lub podnosi wiek emerytalny do 65 lat, a nawet 67 lat, polski rząd albo milczy, albo wręcz opowiada się przeciw. Kandydaci na prezydenta traktują temat jak gorący kartofel. A przygotowany przez szefa doradców premiera Michała Boniego Plan Konsolidacji zapowiada debatę na ten temat.
Tymczasem nie dość, że nie udało się podnieść średniej przechodzenia na emeryturę, to wciąż poza systemem powszechnym pozostają: mundurowi – mogą odchodzić z pracy po 15 latach, górnicy – po 25 latach oraz rolnicy ubezpieczeni w KRUS, którzy wciąż mogą przejść na emeryturę po ukończeniu 55 lat.
Trzeba więc w ZUS zlikwidować specjalne emerytury górników (kosztują 8 mld zł rocznie), podnieść wiek emerytalny kobiet, ograniczyć prawo do emerytur pomostowych i usunąć świadczenia kompensacyjne dla nauczycieli.
Niezbędna jest także likwidacja przywilejów służb mundurowych, podniesienie składek do KRUS dla zamożniejszych rolników i wygaszenie prawa do przechodzenia przez nich na wcześniejsze emerytury. Eksperci biją na alarm. Starzejemy się, a do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych ZUS, funduszu emerytalno-rentowego KRUS i systemu emerytalnego służb mundurowych budżet musi coraz więcej dopłacać. W tym roku będzie to rekordowa kwota 64,7 mld zł, czyli ponad 20 proc. wszystkich jego wydatków. To właśnie świadczy o chorobie systemów emerytalnych. Zdrowe powinny finansować się wyłącznie ze składek.

Na koszt dzieci i wnuków

– Łączny deficyt w systemach emerytalnych FUS, KRUS i służb mundurowych to 5 proc. PKB. To nie żadna wirtualny kwota, ale realny deficyt w wysokości ponad 5 tys. zł przypadający na każdego Polaka pracującego poza rolnictwem – mówi Wiktor Wojciechowski z Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Tłumaczy, że ten dług będą spłacać nie tylko ci, którzy dzisiaj pracują, ale także ich dzieci i wnuki.
– Zamiast doganiać poziom życia w Unii Europejskiej Polska z najmłodszymi emerytami w Europie będzie się od niej oddalać – mówi Wiktor Wojciechowski.