By przyciągnąć młodzież, zawodówki urządzają nietypowe klasy, a podstawówki kuszą rodzinną atmosferą.
Niż demograficzny sprawił, że dla szkół publicznych uczniowie stali się dobrem gwarantującym przetrwanie. Dyrektorzy prześcigają się więc w pomysłach, żeby zwabić jak najwięcej młodych ludzi.
Do szkół podstawowych pójdzie w tym roku 269 tys. siedmiolatków, czyli o 92 tys. mniej niż w ubiegłym roku. Z roku na rok liczba uczniów w szkołach maleje o kilka procent. Zgodnie z prognozami GUS na lata 2008 – 2035 liczba dzieci i młodzieży w wieku szkolnym zmniejszy się o kolejne 4 proc. Mniejsza liczba uczniów oznacza mniej etatów dla nauczycieli. Dlatego, chcąc uniknąć zwolnień, dyrektorzy walczą o uczniów, jak firmy o klientów.
Szkoły biorą udział w targach, na których reklamują swoje usługi, organizują akcje marketingowe. Licea zawodowe chwalą się projektami domów wykonanych przez uczniów w ramach dyplomów, pokazami fryzjerstwa, gotowania, naprawy samochodów.
Szkoła Podstawowa nr 4 w Wałczu zachwala bibliotekę multimedialną, nowoczesne pracownie komputerowe i twórczą atmosferę, która sprawia, że uczniowie mają dobre samopoczucie. Dyrektorka wylicza zalety pozaedukacyjne szkoły: higienistka, stomatolog, stołówka, która karmi tak dobrze, że przychodzą nawet osoby z zewnątrz. Rodziców przyciąga też kilkoma oddziałami jedynej w okolicy zerówki dla pięcio- i sześciolatków. – W czasach niżu demograficznego trzeba starać się o ucznia – mówi Danuta Benskiewicz, dyrektorka szkoły. – Ja się staram i dzięki temu nie muszę też zwalniać nauczycieli.
Katarzyna Fojcik z wydziału edukacji w Rybniku, gdzie trwa nabór do wszystkich typów szkół, opowiada, że najgorszy problem mają gimnazja i szkoły średnie. – Tam nauczyciele są naprawdę zagrożeni, bo nie ma ich gdzie przekierować – mówi. Dlatego też szkoły tak komponują ofertę, żeby wykorzystać kadry. Tworzą klasy lingwistyczne, w których uczą po kilka języków. Rozszerzają program o przedmioty techniczne. Adeptów szukają podczas dni otwartych. W trójmiejskich liceach podczas takich dni można posiedzieć na lekcjach, żeby poczuć atmosferę szkoły.
Na starania dyrektorów odpowiadają rodzice uczniów. Choć w podstawówkach obowiązuje rejonizacja, piszą podania o umieszczenie dziecka poza rejonem albo zapisują sześcio-, siedmiolatki do specjalnie utworzonej klasy sportowej dla... małych szachistów.