Osoby uzależnione przez lata od pomocy finansowej państwa stają się stałymi klientami ośrodków pomocy społecznej. System zamiast wyciągać je z pułapki bezradności, przedłuża ich wegetację. Ratunkiem dla nich jest powrót na rynek pracy.
Stworzony po 1989 roku system pomocy społecznej zakładał, że państwo, a konkretnie samorządy mają pełnić jedynie funkcję pomocnika, który umożliwiałby przeżywającym trudności rodzinom i osobom wyjść z kryzysowej sytuacji i wrócić na rynek pracy. Nie miał być opiekunem. Jak pokazują doświadczenia ostatnich 20 lat, stworzone mechanizmy się nie sprawdziły. Trwanie z miesiąca na miesiąc, od jednego zasiłku do następnego, stało się metodą na życie dla ponad 1,3 mln rodzin.

Wygodne bezrobocie

Największy udział wśród rodzin korzystających z pomocy społecznej mają te zamieszkujące małe miejscowości i wsie (zwłaszcza na północy i wschodzie kraju), gdzie mieszka 40 proc. Polaków. To jednak ich mieszkańcy stanowią aż 60 proc. wszystkich rodzin otrzymujących wsparcie. Dominują wśród nich osoby słabo wykształcone. Co więcej, niskie wykształcenie rodziców powoduje też niższe aspiracje w zakresie wykształcenia dzieci.
W tych regionach jest też największe bezrobocie. Brak miejsc pracy połączona z niewielką aktywnością tych osób i ich niskimi kwalifikacjami przekładają się na niebezpieczne dla tego systemu zjawisko wieloletniego uzależnienia od gwarantowanej przez państwo pomocy. Ponad 80 proc. otrzymujących zasiłki pobiera je dłużej niż 10 lat. Taka gwarancja comiesięcznego zasiłku powoduje, że korzystająca z nich osoba często nie szuka pracy i legalnego zatrudnienia. Wśród beneficjentów pomocy społecznej, którzy są w wieku produkcyjnym, tylko co piąta osoba pozostaje w stosunku pracy, co trzecia jest zarejestrowana jako bezrobotna. Aż 44 proc. z nich jest bierna zawodowo. Pracy więc nie szukają. To powoduje, że głównym źródłem dochodów dla 75 proc. gospodarstw domowych są źródła niezarobkowe: głównie zasiłki z pomocy społecznej, dla bezrobotnych i systemu świadczeń rodzinnych.
– Dla takich osób system pomocy społecznej powinien oferować działania z obszaru aktywnej integracji. Na przykład centra integracji społecznej, spółdzielnie socjalne. Pozwalają one osobom, które dawno nie pracowały, odzyskać potencjał potrzebny do wykonywania pracy – mówi Agnieszka Chłoń-Domińczak z SGH, członek Rady Monitorującej „DGP”.
Wielu ekspertów przestrzega przed podwyższaniem wysokości zasiłków. Uważają, że powinny być zdecydowanie niższe niż minimalna płaca. Wysoka pomoc dezaktywuje i sprowadza myślenie jej benficjenta do prostej kalkulacji: po co się zatrudniać, skoro porównywalną sumę pieniędzy można otrzymać bez żadnego wysiłku. Niestety osoba długotrwale korzystająca z zasiłków staje się ofiarą zjawiska określanego jako koszt utraconych korzyści, które wiążą się z możliwością uzyskiwania wyższych dochodów z pracy. Jeśli jest aktywna zawodowo, ma szanse na awans i wyrwanie się z getta niskich świadczeń czy zarobków. Brak pracy takiej nadziei nie daje.

Transakcja wiązana

Przepisy o pomocy społecznej przewidują mechanizmy, które powinny zapobiegać wieloletniemu uzależnianiu od zasiłków.
Pierwszym z nich, zwłaszcza gdy przyznawane świadczenia są marnotrawione, jest możliwość ich zamiany na pomoc rzeczową i usługową. Drugim narzędziem, które ma mobilizować do wyjścia z pułapki bezradności, może być kontrakt socjalny. Jest to rodzaj umowy między pracownikiem socjalnym a osobą korzystającą z pomocy na wykonanie konkretnego zadania. Może nim być zobowiązanie do znalezienia pracy czy udział w terapii odwykowej. Zadaniem drugiej strony kontraktu, czyli pracownika socjalnego, jest np. wspólna wizyta w urzędzie lub pomoc w przygotowaniu dokumentów potrzebnych do szukania pracy. Jeżeli osoba nie wywiązuje się z zapisu kontraktu, odmawia jego podpisania, gmina może odmówić przyznania jej zasiłku lub go odebrać.
Taki kontrakt powinien więc powodować, że osoba go wypełniająca przestanie korzystać z pomocy państwa lub będzie ona w znacznym stopniu ograniczona. W praktyce ośrodki pomocy społecznej rzadko sięgają po to narzędzie mobilizacji. W ubiegłym roku zawarto 71 tys. kontraktów, którymi było objętych 105 tys. osób. W tym samym czasie z zasiłków korzystało ponad 3,7 mln osób w rodzinach. Zdaniem Macieja Grelowskiego z BCC, członka Rady Monitorującej „DGP”, decyduje o tym bardzo często roszczeniowe i pasywne podejście osób, które prezentują myślenie prosto z PRL-u, że pomoc państwa po prostu im się należy.

Służby mało społeczne

Poważnym mankamentem, który wpływa na niewydolność systemu pomocy, jest stan służb socjalnych, które zajmują się jego realizowaniem w praktyce. Podstawowym zadaniem pracowników socjalnych powinno być prowadzenie pracy socjalnej. Jej głównym celem jest poprawa funkcjonowania rodziny lub osoby w jej lokalnym środowisku, która spowoduje wzmocnienie aktywności i samodzielności życiowej. Praca socjalna powinna więc być podstawową formą pomocy udzielaną korzystającym z pomocy społecznej rodzinom. Świadczenia pieniężne powinny być tylko jej uzupełnieniem. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Pomoc sprowadza się do wypłacania pieniędzy.
W takiej sytuacji główne zadanie pracownika socjalnego sprowadza się do przeprowadzenia wywiadu środowiskowego, który diagnozuje sytuację dochodową, rodzinną i majątkową osoby ubiegającej się o pomoc. Ten kilkustronicowy druk stanowi w rzeczywistości podkładkę do wydania decyzji administracyjnej przyznającej zasiłek. Jego wypełnienie, a następnie aktualizowanie zajmuje więc pracownikowi socjalnemu większość czasu.
Teoretycznie pracownikom socjalnym nie powinno brakować czasu na pracę z rodzinami, bo przepisy wskazują, że jeden pracownik socjalny w gminie ma przypadać na 2 tys. mieszkańców. Wiele samorządów nie przestrzega tego standardu. Głównie ze względu na brak pieniędzy. Najczęściej gdy urzędnicy gmin szukają oszczędności, w pierwszej kolejności obcinają nakłady na pomoc społeczną, w tym na zwiększanie w nich zatrudnienia. Takie działanie powoduje, że pod opieką pracownika socjalnego znajduje zbyt duża liczba rodzin. Konieczność odwiedzenia każdej z nich i potwierdzenie tego wpisem do kartoteki powoduje, że nie starcza czasu na zajęcie się problemami rodziny. Przez to też tak mało osób ma podpisane kontrakty socjalne.
Brak profilaktycznej pracy z rodziną i dobrego rozeznania, jakie jest źródło jej problemów, niesie ze sobą kolejne zagrożenia. Na przykład odbieranie dzieci rodzicom niewydolnym wychowawczo, którzy mają trudną sytuację materialną.

Motywacja finansowa

Dodatkowo na pracowników socjalnych nakładane są kolejne zadania. Większość samorządów przeniosła do ośrodków pomocy społecznej zadania związane z wypłatą świadczeń rodzinnych i świadczeń z Funduszu Alimentacyjnego. Dlatego często pracownicy socjalni zamiast pomagać rodzinom, muszą ścigać dłużników niepłacących alimentów.
Pracownicy socjalni nie są odpowiednio motywowani finansowo, należą do najniżej wynagradzanej grupy pracowników samorządowych. Ich zarobki nie są też uzależnione od efektów ich pracy. Nie są też rozliczani z tego, ilu rodzinom udało im się pomóc, w jakim stopniu przestały być uzależnione od zasiłków. To powoduje, że niektórym z nich nie zależy na poprawie sytuacji podopiecznych i prowadzi do wypalenia zawodowego.

Wysokie koszty zaniedbań

Dalsze utrzymywanie systemu, w którym osoby korzystające z pomocy społecznej pozostają bierne zawodowo, a praca z rodzinami jest często fikcją, będzie powodować coraz wyższe koszty. Pozostawanie na garnuszku państwa jako sposób na życie będzie przekazywane z rodziców na dzieci przez kolejne pokolenia.
– Szybki rozwój gospodarczy, który pomaga znaleźć pracę, to najlepsza recepta na trwałe ograniczenie ubóstwa. Zakres biedy jest lustrzanym odbiciem sytuacji na rynku pracy. Jej dalsza redukcja zależy wyłącznie od postępu w zwiększaniu odsetka pracujących – uważa Wiktor Wojciechowski z Forum Obywatelskiego Rozwoju, członek Rady Monitorującej „DGP”.