Uczeń rozwiązuje zadanie w komputerze, a nauczycielka ma podgląd i na bieżąco kontroluje jego postępy. Tak w Polsce uczy się osiem tysięcy dzieci.
Jeszcze rok temu, gdy ruszył pilotażowy program, było ich tylko 24 w jednej klasie. Dziś w programie uczestniczy 50 klas w 20 miejscowościach. Choć zainteresowanie wyraziło więcej samorządów, większość nie przystąpiło do projektu, by ich na to nie stać. Ministerstwo Edukacji też nie zamierza za to płacić.

Nowa metoda nauczania

– Gdy pracuje się z netbookiem, wynik sprawdzianu widoczny jest w ciągu minuty, a podczas pracy uczniowie na każdym kroku otrzymują sygnał, czy prawidłowo rozwiązują zadania – opowiada Ilona Durczyńska z katowickiej podstawówki im. Stanisława Ligonia, która już od roku pracuje z uczniami taką metodą. Jej zdaniem największą zaletą jest to, że każde dziecko może pracować własnym tempem. Jedno robi trzy zadania, podczas gdy inne w tym samym czasie może rozwiązać kolejne pięć z tej samej serii i się nie nudzi. Od razu też wie, czy robi je prawidłowo. W tradycyjnym modelu nauczyciel często fizycznie nie ma czasu sprawdzić każdemu zeszytu i powiedzieć, czy wszystko jest dobrze. Teraz komputer instruuje dziecko.
Nauczycielka ma podgląd na pulpit każdego ucznia, dzięki czemu może kontrolować pracę klasy. Dzieci mogą też przygotowywać prezentacje, które wyświetla się przed całą klasą. Jest też możliwość podłączenia internetu.



Komputery rozmiarem nie przekraczają kartki A4 i ważą tyle co duży podręcznik. Oprogramowanie jest zgodne z podstawą programową, ale ma dodatkowo gry edukacyjne, mapy, słowniki, quizy. Sprzęt jest też odporny na zalanie czy upadek. Urządzenia są dostosowane wielkością klawiatury i ekranu do wzrostu dzieci, tak by otwarte nie zasłaniały im tablicy.
Jednak w katowickiej szkole netbooki ma tylko jedna klasa. Główną przeszkodą są bowiem finanse. Jeden komputer kosztuje 1 tys. złotych. Aby je wprowadzić, trzeba też odpowiednio przystosować klasę i kupić bezprzewodowy internet. – To jednorazowy wydatek, bo komputery można zatrzymać do końca podstawówki, ale większość samorządów nie decyduje się na to, bo po prostu ich na to nie stać – przyznaje Anna Wietrzyk, rzecznik śląskiego kuratorium oświaty, które zachęca szkoły do korzystania z tego rozwiązania.

MEN zachwycone

– To świetna idea, bo dzieci powinny jak najszybciej uczyć się korzystać z nowych technologii. To jest zresztą zapisane w podstawie programowej – mówi rzecznik MEN Grzegorz Żurawski. Jednak dodaje, że to, w jaki sposób to zrobią, zależy tylko od samorządów, które są odpowiedzialne za finansowanie szkół. A ponieważ są takie, które sobie poradziły, to znak, że i inne mogą. Jak na razie MEN przeszkoliło nauczycieli z korzystania z nowych technologii, żeby nie byli w tym gorsi od uczniów.
Jednak nie wszyscy widzą same zalety netbooków w podstawówkach. Niektórzy pedagodzy uważają, że dzieci mogą zupełnie się zniechęcić do czytania książek i pisania, zastępując je tylko ekranem komputera i wciągającymi grami interaktywnymi. A przede wszystkim zamiera umiejętność odręcznego pisania. – Dzieci mają coraz większe kłopoty z trzymaniem długopisu i poprawnym pisaniem. W ogóle nie ćwiczą rąk – tłumaczy. Anna Wietrzyk odpowiada, że komputer trzeba traktować tylko jako dodatkowe narzędzie pracy.