Rząd pracuje nad podwyższeniem z 9 do 12 proc. składki zdrowotnej do NFZ. Kluby parlamentarne uważają, że wzrost składki musi być połączony z reformami. Podwyżkę składki zdrowotnej sfinansują raczej ubezpieczeni, a nie budżet państwa.
Jak pisaliśmy w piątek, resort zdrowia pracuje nad pakietem ustaw reformującym system lecznictwa. Zaproponuje m.in. wzrost składki zdrowotnej. Paweł Graś, rzecznik rządu, zaznacza, że decyzja o jej podniesieniu od przyszłego roku jeszcze nie zapadła. Dodaje jednak, że jest to element prac rządu. Punktem spornym jest, kto ma sfinansować wzrost składki do NFZ – czy ubezpieczeni, co oznacza niższe pensje, czy budżet. Dla tego ostatniego oznacza to dodaktowe wydatki. Jak nieoficjalnie dowiedział się „DGP” wzrost składki raczej obciąży podatników.
Z sądy przeprowadzonej przez „DGP” wśród posłów wynika, że wszystkie kluby parlamentarne opowiadają się za podniesieniem składki.

Za mało na zdrowie

– Wzrost jest niezbędny. Obecne nakłady na lecznictwo nie odpowiadają potrzebom pacjentów – uważa Joanna Mucha, posłanka PO, członek sejmowej Komisji Zdrowia.
Jednak jej zdaniem podwyżka składki już od przyszłego roku jest dyskusyjna ze względu na spowolnienie gospodarcze.
– Jej wzrost jest potrzebny, ale jest to możliwe dopiero od 2012 roku – twierdzi Joanna Mucha.
Posłowie opozycji mają gotowy projekt ustawy w tej sprawie.
– Składka powinna wynosić 12 proc. Jej wzrost nie powinien jednak obciążać ubezpieczonych – mówi Bolesław Piecha, poseł PiS i przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia.



Takie stanowisko popierają również członkowie klubu PSL oraz Lewicy. Zdaniem tego ostatniego składka powinna wzrosnąć nawet do 13 – 14 proc.
– Jeżeli to działanie zostanie połączone z dodatkowymi wpływami ze wzrostu gospodarczego, to dla systemu lecznictwa oznacza to znaczący zastrzyk gotówki – tłumaczy Elżbieta Streker-Dembińska, posłanka Lewicy oraz wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Zdrowia.
Zdaniem posłów wzrost składki musi być jednak rekompensowany przez budżet, a nie przez ubezpieczonych. A to oznacza dodatkowe wydatki. Wzrost składki o 1 punkt procentowy oznacza konieczność znalezienia w kasie państwa ok. 5 mld zł rocznie. Innym rozwiązaniem, które funkcjonuje w niektórych krajach UE (np. Francji, Czechach, Holandii), jest podział obowiązku opłacania składki zdrowotnej między pracownika i pracodawcę – np. w Czechach na zdrowie pracownik płaci 4,5 proc., a pracodawca 9 proc.). To jednak oznacza wzrost kosztów pracy i niższe płace netto.

Konieczne reformy

Posłowie zgadzają się również co do tego, że sam wzrost składki to za mało, aby mówić o systemowej zmienia w ochronie zdrowia. Działanie to musi być połączone m.in. z uszczelnieniem systemu. A to jest możliwe m.in. dzięki uporządkowaniu rynku świadczeniodawców.
– Obecnie brakuje regulacji, które racjonalizowałyby powstawanie np. prywatnych szpitali w poszczególnych regionach – uważa Bolesław Piecha.
Niezbędna jest również pełna informatyzacja systemu lecznictwa. Pozwoli to na bardziej skuteczną kontrolę tego, jak wydawane są pieniądze z NFZ.
– Niezbędna jest też zmiana formy prawnej szpitali. Z przekształceń powinny być wyłączone tylko te szpitale, które działają bez długów jako samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej (SP ZOZ) – mówi Aleksander Sopliński, poseł PSL i członek sejmowej Komisji Zdrowia.