Na koniec tego roku o 100 tys. może zmaleć liczba bezrobotnych w urzędach pracy. Wzrost płac wyhamuje w tym roku do 3,6 proc., co oznacza, że realnie prawie się nie podniosą. Największe zwolnienia czeka przemysł motoryzacyjny, tekstylny oraz administrację publiczną.
Najgorsze na rynku pracy mamy już za sobą. Tak uważa kilkunastu analityków i ekspertów rynku pracy, do których zwróciliśmy się z prośbą o prognozy. Jak szacują, bezrobocie powinno już maleć. Niewiele za to będą rosnąć płace. Ich wzrost będzie niższy niż w ubiegłym roku, a szybciej pójdą w górę dopiero w 2011 roku.

Bezrobocie będzie niższe

W ujęciu rocznym produkcja przemysłowa w lutym wzrosła o 9,2 proc., a sprzedaż detaliczna o 3,6 proc. Jednak PKB nie rośnie tak szybko, aby na koniec tego roku wskaźnik bezrobocia zmalał bardzo wyraźnie. Obecnie wynosi on 12,9 proc. i jak szacują eksperci, będzie już raczej malał. Profesor Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego zauważa, że wiosną i latem ruszają prace sezonowe między innymi w budownictwie i rolnictwie.
O stosunkowo niewielkim spadku liczby bezrobotnych zdecyduje to, zdaniem Piotra Bujaka z Banku Zachodniego WBK, że część przedsiębiorców wciąż redukuje kadry. Inni jeszcze nie zatrudniają i wolą zwiększać wydajność pracowników. To skutek tego, że w czasie kryzysu firmy postanowiły zatrzymać wielu pracowników, aby uniknąć kosztów ich zwalniania, a potem kosztów ich pozyskiwania w momencie ożywienia gospodarki.
– Określiłbym to jak tzw. chomikowanie pracowników – mówi Piotr Bujak.
W przyszłym roku sytuacja ma się poprawiać szybciej. Według średniego wskazania ekspertów stopa bezrobocia powinna spaść do 11,7 proc. Bezrobotnych ubędzie m.in. dlatego, że firmy realizujące kontrakty na Euro 2012 będą potrzebowały pracowników. Na ożywienie sytuacji na rynku pracy wpłynie także to, że w 2011 roku Niemcy i Austriacy otworzą od maja swoje rynki dla Polaków.

Niewielki wzrost płac

Poprawa sytuacji gospodarczej w Polsce w tym roku nie pociągnie więc za sobą poważnego wzrostu zatrudnienia. Co oznacza, że firmy będą zwiększać przychody także dzięki lepszej wydajności pracy zatrudnionych. Wielu pracodawców obniżyło też im w ostatnim roku wynagrodzenia. Trzeba też pamiętać, że wskaźnik bezrobocia rośnie od października 2008 roku. W tej sytuacji to firmy dyktują warunki płacowe pracownikom. Ich siła przebicia w negocjacjach płacowych jest raczej niewielka, bo boją się, że na ich miejsce łatwo znaleźć następców.
– Dlatego jest naturalne, że wynagrodzenia wzrosną symbolicznie – mówi Monika Zakrzewska z PKPP Lewiatan.
Tę opinię potwierdzają prognozy ekspertów. Po ich uśrednieniu okazuje się, że realny wzrost płac w tym roku wyniesie około 1 proc. Nominalnie ma być 3,6 proc., ale od tej liczby trzeba odjąć przewidywaną 2,5 proc. inflację.



– Silniejsze odbicie płac nastąpi dopiero w przyszłym roku – mówi Radosław Cholewiński z Noble Bank.
Zdaniem ekspertów najwięcej zwolnień w tym roku czeka pracowników branży motoryzacyjnej. Wpływ na to mają m.in. powiązania kapitałowe. Duża część polskich wytwórców komponentów należy do zagranicznych koncernów lub jest ich podwykonawcą, które w ostatnim czasie przeżywają spadek kondycji finansowej, spowodowany m.in. zmniejszającą się liczbą sprzedaży nowych aut. Co więcej, rządy państw unijnych udzielające pomocy koncernom samochodowym mówią wprost, że oczekują w zamian powrotu produkcji na własny rynek.
Zwalniać też będą firmy odzieżowe, obuwnicze, papierniczo-celulozowe, które nie są w stanie sprzedawać towarów po cenach porównywalnych do cen producentów zagranicznych, głównie chińskich. Ograniczeniu, zgodnie z planami rządu, ma też ulec zatrudnienie w administracji publicznej.
Zdaniem Moniki Zakrzewskiej na zwolnienia są ponadto narażeni specjaliści HR. Polscy przedsiębiorcy, minimalizując koszty, redukują zatrudnienie w tych działach, bo nie są bezpośrednio związane ze sprzedażą towarów czy usług.
– Dlatego działy kadr są najczęściej wyprowadzane na zewnątrz, a specjaliści HR będą mieli w najbliższym czasie problem ze znalezieniem pracy – mówi Monika Zakrzewska.

Informatycy śpią spokojnie

W tym roku na utratę pracy najmniej są narażeni pracownicy firm z branży wysokich technologii, a także informatycy, programiści czy handlowcy. Także osoby zatrudnione w usługach gastronomicznych, które od kilku lat cierpią na brak chętnych do pracy głównie z uwagi na niskie płace.
– Rozwiązania umowy o pracę nie powinni również obawiać się wykwalifikowani robotnicy budowlani – mówi Natalia Witkowska z Krajowej Izby Gospodarczej.
Oni, a także inżynierowie, architekci nie muszą martwić się o zatrudnienie przy budowie dróg, stadionów, dworców i parkingów aż do 2012 roku, kiedy odbędzie się Euro 2012. Także zakłady energetyczne nie powinny zwalniać. Największe spółki w tej branży ogłosiły swoje plany inwestycyjne na nadchodzące lata, z których wynika, że chcą głównie budować nowe moce wytwórcze i modernizować sieć dystrybucyjną. Redukcjom zatrudnienia mogą się też skutecznie przeciwstawić silne od lat w energetyce związki zawodowe.
Zdaniem Ryszarda Petru z BRE Banku minął okres zwolnień w bankowości i pośrednictwie finansowym. Banki, rozwijając akcję kredytową, muszą zatrudniać nowych ludzi, np. w działach sprzedaży. Podobnie jak w konsultingu, który był jedną z pierwszych branż, które w 2009 roku zareagowały na pogarszające się warunki rynkowe, redukując zatrudnienia.
2,1 mln osób jest zarejestrowanych jako bezrobotni w urzędach pracy