Wprowadzenie parytetów w organizacjach przedstawicielskich i kontrolnych nauki i szkolnictwa wyższego proponuje minister Barbara Kudrycka.
Miałoby to zwiększyć udział kobiet w zarządzaniu polską nauką. Sceptyczny wobec tych pomysłów jest przewodniczący Państwowej Komisji Akredytacyjnej prof. Marek Rocki. Uważa, że habilitacje robią głównie mężczyźni, więc spełnienie wymagań ministerstwa może być trudne. Znacznie ostrzejszy w swoim sadzie jest prof. Jerzy Bralczyk z UW. Twierdzi, że parytety na uczelniach byłyby dyskryminacją i mężczyzn, i kobiet.
Problem istnieje. W Polskiej Akademii Nauk zaledwie 3 proc. pań to samodzielni pracownicy. Wśród naukowców z tytułem profesorskim – 23 proc. Dlatego minister Kudrycka w nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym wpisała, że w Radzie Najwyższej Szkolnictwa Wyższego kobiety mają stanowić 30 proc., a w Polskiej Komisji Akredytacyjnej – 10 w tej i 20 proc. w kolejnej kadencji. Dzięki temu, według prof. Magdaleny Środy, lepiej mają być przydzielane pieniądze na badania. Bo jej zdaniem temu procesowi zaszkodziło zmonopolizowanie przez mężczyzn.
Jeżeli chodzi o liczbę kobiet, które studiują i robią doktoraty jesteśmy w czołówce unijnej. W roku akademickim 2008/2009 stanowiły one 68 proc. studentów. Ponad połowa doktorantów to kobiety. Jednak przy osiąganiu wyższych stanowisk zaczynają się schody. Polska zajmuje przedostatnie miejsce w Europie pod względem liczby kobiet w radach naukowych. Za nami jest tylko Luksemburg. We władzach polskich uczelni znajduje się 10 proc. pań. Wśród 84 rektorów jest tylko 9 kobiet. Brak kobiet jest także widoczny w kwestii innowacyjności: z 4247 patentów, które zostały zarejestrowane w ubiegłym roku, były one twórcami tylko 687.
Minister Kudrycka twierdzi, że kobietom jest o wiele trudniej robić karierę naukową, bo często przypada ona na okres, kiedy wychowują dzieci. Również granty na projekty badawcze są udzielane tylko do jakiegoś wieku (zwykle do 35. roku życia) i kobiety, które miały przerwę na wychowanie dziecka, nie wyrabiają się w tych ramach czasowych. To też utrudnienie przy dotrzymywaniu terminów na zrobienie doktoratu i habilitacji. W tej kwestii minister też chce zmienić przepisy: urlop macierzyński nie wliczałby się do czasu, jaki jest na zrobienie doktoratu.
– Na Zachodzie obecność kobiet w nauce zwiększyła się dzięki takim administracyjnym działaniom – mówi prof. Halina Rusek z Uniwersytetu Śląskiego. Jej zdaniem większa reprezentacja kobiet pomoże też zmienić nastawienie do kobiet naukowców. – Kiedy zostałam dziekanem odziedziczyłam togę po postawnym mężczyźnie. Poprosiłam o jej przerobienie, ale jedynie podwinięto rękawy. Usłyszałam: „Po pani przyjdzie na to stanowisko mężczyzna, więc nie ma sensu jej zmniejszać” – opowiada prof. Rusek.
30 proc. – tyle kobiet ma się znaleźć w Radzie Najwyższej Szkolnictwa Wyższego