Kilkumiesięczne oczekiwanie na operację raka piersi jest sprzeczne z prawem. W takiej sytuacji NFZ musi zapłacić za leczenie za granicą.
W lutym tego roku 39-letnia Elżbieta dowiedziała się, że ma raka piersi. Na pierwszą wizytę u onkologa w warszawskim Centrum Onkologii czekała półtora miesiąca, na kolejną – miesiąc. Termin operacji, która może uratować jej życie, wyznaczono dopiero na maj.
W świetle prawa taka sytuacja nie może mieć miejsca. W 2005 r. Ministerstwo Zdrowia wydało rozporządzenie w sprawie list oczekujących, które zostało opatrzone dodatkowo wytycznymi opracowanymi przez krajowych konsultantów z różnych dziedzin. Przypadek Elżbiety uregulowany jest wytycznymi konsultanta chirurgii, w którym nowotwory potencjalnie złośliwe wymagające leczenia operacyjnego to przypadek pilny. Sugerowany czas oczekiwania na zabieg nie może przekraczać dwóch tygodni.

Nie czekaj, wyjedź

Dlatego – jak twierdzi ekspert od ochrony zdrowia Adam Kozierkiewicz – Elżbieta, zamiast szukać pomocy w kraju, mogłaby od razu wyjechać do któregokolwiek kraju Unii, gdzie operację wykonano by jej bez zwłoki. – NFZ będzie musiał za to zwrócić pieniądze. Prawo unijne stoi po stronie pacjenta – podkreśla Kozierkiewicz.
Polski system zawodzi. Wbrew przepisom, które gwarantują szybki dostęp do świadczeń ratujących życie, pacjenci czekają w długich, kilkumiesięcznych kolejkach. Ekspert od ochrony zdrowia Rafał Janiszewski twierdzi, że winny jest NFZ. – Fundusz powinien monitorować przypadki, w których świadczeniodawca ma zbyt długą listę oczekujących przypadków pilnych, i interweniować – mówi Janiszewski.



Call center? Nie udało się

Przed czterema laty resort zdrowia zamówił nawet u ekspertów raport dotyczący kolejek. Podkreślano w nim, że w Polsce brak monitoringu kolejek, a sam NFZ nie robi nic, by stać na straży rozporządzenia ministra zdrowia i ułatwiać chorym leczenie. – Był postulat stworzenia w NFZ call center, gdzie każdy pacjent mógłby uzyskać informacje, w którym miejscu w kraju najkrócej będzie musiał czekać na potrzebne świadczenie. Często bywa tak, że te kolejki są skrajnie różne w dwóch sąsiadujących ze sobą ośrodkach – podkreśla Kozierkiewicz.
Do dziś nikt nie zrealizował tych postulatów. Centrala NFZ nie chce komentować sprawy. Rzecznik prasowy MZ Piotr Olechno zapewnia, że rozwiązanie problemu będzie jednym z elementów „nowego otwarcia”, czyli pakietu ustaw, które w tym roku ma przedstawić minister Ewa Kopacz. – Pracujemy nad systemem monitoringu kolejek, który pozwoli wyeliminować tego rodzaju patologie jak opisana historia – zapewnia Olechno.
Finansowanie leczenia za granicą: najpierw pacjent płaci sam
Za leczenie za granicą pacjent zwykle płaci z własnej kieszeni. Ale nie zawsze. Jednak Narodowy Fundusz Zdrowia może opłacić nasze leczenie jedynie w dwóch przypadkach.
1. Fundusz zapłaci za leczenie w szpitalu np. w Austrii, Niemczech czy Stanach Zjednoczonych, pod warunkiem że stan zdrowia pacjenta ulega pogorszeniu, a wyznaczony termin operacji jest tak odległy, że może to zagrozić jego zdrowiu lub życiu. Jednocześnie żadna inna placówka w Polsce nie jest w stanie szybciej wykonać niezbędnego zabiegu czy operacji.
2. NFZ zrefunduje koszty zabiegu wykonanego za granicą także wtedy, gdy pacjent wymaga leczenia np. za pomocą metody, której żaden z polskich szpitali nie stosuje. To samo dotyczy sytuacji, gdy pacjentowi musi być udzielone świadczenie, którego nie wykonuje się w kraju.
Aby Fundusz opłacił leczenie, pacjent (lub jego ustawowy opiekun) musi złożyć do NFZ odpowiedni wniosek. Ten jest wypełniany zarówno przez samego zainteresowanego, jak i przez specjalistę. Część wniosku musi być przetłumaczona przez tłumacza przysięgłego na język angielski. Za pośrednictwem właściwego oddziału NFZ wniosek trafia do prezesa Funduszu. Wydanie zgody jest jednoznaczne z refundacją jego kosztów przez NFZ.