Rząd chce, aby do Narodowych Sił Rezerwowych trafili byli żołnierze z wysokimi kwalifikacjami. Dowódcy jednostek, chcąc zabezpieczyć się przed fiaskiem, są gotowi przyjmować ochotników po gimnazjum.
Do jutra dowódcy jednostek muszą przesłać do Ministerstwa Obrony Narodowej wykaz stanowisk, które mają zająć żołnierze Narodowych Sił Rezerwowych (NSR). Muszą więc określić, ilu np. kierowców ciężarówek czy inżynierów potrzebują. Osoby te mają wspierać 100-tys. armię w sytuacjach kryzysowych i zagrożenia bezpieczeństwa państwa. Wojsko do NSR zamierza pozyskać 20 tys. ochotników.
Mimo że oficjalny nabór ma się rozpocząć w lipcu, dowódcy jednostek już alarmują, że trudno będzie im znaleźć chętnych. – Żołnierze NSR nie będą otrzymywać pieniędzy za gotowość do służby, tylko za sam udział w ćwiczeniach. Trudno więc będzie stawiać zbyt duże wymagania dla kandydatów – mówi płk Wojciech Siemion, zastępca dowódcy 15. Brygady Zmechanizowanej w Giżycku.
Jego zdaniem do służby w NSR będą trafiali kandydaci z wykształceniem gimnazjalnym, a nie byli doświadczeni żołnierze, dla których nie ma odpowiednich zachęt.
Jednak Sztab Generalny WP ma nadzieję, że do NSR będą się zgłaszać byli żołnierze. – Trudno nam ocenić, jakie będzie zainteresowanie, bo nie przesądziliśmy w odpowiednich rozporządzeniach, jak będzie szczegółowo przebiegać służba w NSR – zauważa Stanisław Ruman, szef Zespołu do spraw Profesjonalizacji Sił Zbrojnych RP. Osoba, która zdecyduje się służyć w NSR, będzie podpisywać kontrakt, w którym musi zgodzić się na 30-dniowe ćwiczenia raz w roku. Umowy będą zawierane na okres od 2 do 6 lat z możliwością ich ponownego nadania, nie dłużej jednak niż łącznie na 15 lat.
Dla firm, które będą zatrudniać żołnierzy NSR, przewidziana jest rekompensata (za jeden dzień 1/30 od kwoty równej 2,5 średniej pensji), ale tylko wtedy, gdy pracownik przebywa na ćwiczeniach lub jest nagle wezwany. Jego pracodawca musi ponadto uwodnić, że poniósł z tego tytułu stratę.
20 tysięcy osób ma służyć w Narodowych Siłach Rezerwowych