Za pracą wyjeżdżają najczęściej młode i dynamiczne osoby. Zmniejsza to wprawdzie wskaźnik bezrobocia w regionach, które opuszczają, ale w dłuższej perspektywie oznacza straty dla gospodarki.
Przed wejściem Polski do UE za granicą przebywało ponad 700 tys. osób. Większość z nich w Niemczech, USA i Wielkiej Brytanii. Po wejściu do Unii, najpopularniejszymi krajami migracji stały się Wielka Brytania i Irlandia, które od razu otworzyły dla nas rynki pracy.
– Wielka Brytania wcześniej przebadała rynek pracy i miała świadomość braku pracowników określonych branż, które mieli wypełnić emigranci – mówi prof. Marek Okólski, dyrektor Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.
W efekcie np. liczba rodaków przebywających w Irlandii wzrosła z 2 tys. do 180 tys.
Obecnie spośród 2,2 mln osób, które przebywają poza Polską, 70 proc. mieszka za granicą ponad rok.
– Nie można ich traktować jako tymczasowych migrantów – tłumaczy prof. Krystyna Iglicka, demograf z Fundacji Centrum Stosunków Międzynarodowych.
Jednak wcale nie jest tak, że to Polacy wyjeżdżają najczęściej. Jeśli porówna się kraje, które razem z nami przystąpiły do UE, to okaże się, że najwięcej osób opuściło Litwę (3,3 proc.) oraz Łotwę (2,4 proc.). Emigracja z Polski i Słowacji stanowi 1 proc. ludności.



Polacy w Wielkiej Brytanii znajdują głównie zatrudnienie w budownictwie, hotelach i restauracjach, rolnictwie i przemyśle przetwórstwa spożywczego. Podobne sektory rynku pracy zdominowali Polacy w Irlandii. Z kolei w Niemczech najwięcej Polaków pracuje w rolnictwie, obsłudze nieruchomości i sektorze opieki zdrowotnej. W Hiszpanii natomiast co czwarty Polak jest zatrudniony w sektorze gospodarstw domowych, w dalszej kolejności w obsłudze administracji i biur oraz rolnictwie.
Z badań Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że przed wejściem do UE najwyższy odsetek migrantów pochodził z województw śląskiego, opolskiego i małopolskiego. Natomiast po wejściu do UE za granicę zaczęły wyjeżdżać osoby z woj. wschodnich – podkarpackiego, lubelskiego, warmińsko-mazurskiego i podlaskiego.
– To regiony, które najbardziej ucierpiały na transformacji. Wprawdzie osoby tam mieszkające mogłyby migrować za pracą do wielkich miast, ale wyjazd za granicę jest dla nich atrakcyjniejszy finansowo – mówi prof. Marek Okólski.
Eksperci wskazują, że dzięki otwarciu zagranicznych rynków pracy udało się w tym czasie dokonać tzw. eksportu bezrobocia. Na rynek pracy wchodziły liczne roczniki urodzone w latach 80., których nie była w stanie wchłonąć nasza gospodarka. Gdyby te osoby zostały w kraju, budżet musiałby np. ponieść koszty związane z finansowaniem dla nich pomocy socjalnej.
Jednak w dłuższej perspektywie wyjazd, zwłaszcza młodych osób, oznacza stratę.
– Na wyjazd zdecydowali się tzw. pionierzy, osoby aktywne i dynamiczne, młode z wyższym wykształceniem. Taka migracja prowadzi do zastoju regionów, które opuścili – uważa prof. Krystyna Iglicka.
Stała emigracja tych osób oznacza też straty demograficzne. Ich dzieci nie będą rodzić się w Polsce.