Jeśli nie chcemy, by zbankrutował system emerytalny, a później państwo, musimy pracować dłużej. Wciąż jednak wokół pracy starszych osób krążą mity. Jeden, niezwykle szkodliwy, mówi, że są mniej wartościowi – pisze Bartosz Marczuk.
W grudniu ubiegłego roku zdarzyła się rzecz niezwykła. Pierwszy raz od 20 lat zmalała liczba osób otrzymujących emerytury z ZUS. Biorąc pod uwagę wchodzenie w wiek emerytalny roczników urodzonych w tzw. powojennym wyżu demograficznym, oznacza to rewolucyjną zmianę.
To efekt tego, że w styczniu 2009 r. przestała obowiązywać większość przywilejów emerytalnych. Pracujący w tzw. szkodliwych warunkach mogą wprawdzie odchodzić na emerytury pomostowe, ale ich liczba została zmniejszona o blisko 900 tys. Co ważniejsze, a często pomijane w publicznej debacie, rząd wygasił też tzw. wcześniejsze emerytury pracownicze dla 55-letnich kobiet i 60-letnich mężczyzn. To te świadczenia doprowadziły do tego, że Polacy odchodzili na emerytury niemal najwcześniej na świecie. Kobiety miały 56 lat, mężczyźni – 60.
W ciągu zaledwie jednego roku wydłużyliśmy więc o 5 lat tzw. efektywny wiek emerytalny, tj. faktyczny moment odejścia z rynku pracy, inny niż wiek ustawowy. Ale to wciąż za mało. W Polsce pracuje zaledwie co trzecia osoba mająca 55 – 64 lata. Musimy więc dalej wydłużać aktywność zawodową. Nie unikniemy pewnie najpierw zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, a później wydłużenia go do 67 lat. Nie pomagają temu jednak niezwykle szkodliwe mity, które krążą wokół pracy starszych osób. Powielane m.in. przez ekspertów, media, pracodawców, a także same te osoby.

Mit 1. Zabierają pracę młodym

W 2002 roku świeżo upieczony minister pracy i polityki społecznej Jerzy Hauser, profesor ekonomii, występuje z propozycją całkowitego zakazu pracy dla emerytów. Wszak pracować powinni młodzi – przekonuje. Późnej się z tego wycofuje.
Świadczy to o tym, jak głęboko w świadomości zakorzeniony jest mit, że starsze pracujące osoby zabierają pracę młodym. Wynika to ze statycznego spojrzenia na gospodarkę i braku refleksji na temat ogólnie dostępnych międzynarodowych danych.



Nie jest tak, że liczba miejsc pracy w gospodarce jest reglamentowana. Tak naprawdę najlepiej dla niej (a tym samym także dla samych obywateli), jeśli pracują wszyscy, którzy mogą. Bogactwo i dobrostan biorą się z pracy. Jeśli więc osoby zdolne do niej nie są aktywne, a tak dzieje się, jeśli masowo wysyłamy na wcześniejsze emerytury stosunkowo młode osoby, jest to dla gospodarki strata. Większa liczba pracujących to także wyższy popyt na dobra i usługi. A właśnie od popytu zależy kondycja firm i dynamika tworzenia miejsc pracy. Jeśli mają komu sprzedawać wytworzone przez siebie dobra, to inwestują, rozwijają się i zatrudniają.
Mitem jest, że większa liczba osób otrzymujących świadczenia społeczne powoduje spadek bezrobocia dzięki zwalnianiu miejsc pracy dla młodych. Jest wręcz odwrotnie – im więcej osób jest na utrzymaniu pracujących, tym muszą płacić wyższe składki, a przez to są drożsi i firmom trudniej je zatrudnić. To klasyczne prawo ekonomii.
Co więcej, jeśli ten mit byłby prawdziwy, nie mielibyśmy na początku tego wieku bezrobocia. Mieliśmy przecież rekordową liczbę osób na świadczeniach społecznych (emeryturach, rentach, zasiłkach i świadczeniach przedemerytalnych). Miejsc pracy powinno więc być jak lodu. A tymczasem w lutym 2003 roku wskaźnik bezrobocia osiągnął historyczne maksimum 20,7 proc.
Mitowi temu przeczą też dane Eurostatu. Na przykład w Szwecji pracuje 70 proc. osób w wieku 55 – 64 lata, a wskaźnik bezrobocia wynosi tam 9 proc. W Wielkiej Brytanii odpowiednio wskaźniki te wynoszą 58 proc. i 7,8 proc. Z kolei w USA pracuje 62 proc. starszych osób. U nas zaledwie co trzecia osoba!

Mit 2. Raj utracony

W raporcie z badań „Dezaktywizacja osób w wieku okołoemerytalnym” w części przygotowanej przez prof. Annę Gizę-Poleszczuk czytamy wstrząsające wyznania osób, które skorzystały z wcześniejszej emerytury. Najpierw badacze pytają starsze osoby o wyobrażenie życia po zakończeniu pracy. „Psychiczny odpoczynek, nie ma tej nerwowości”, „Mam urlop przez cały rok” – cytują ich wypowiedzi. Następnie rozmawiają z osobami, które skorzystały już ze świadczenia. A te mówią „Jak człowiek idzie na emeryturę, to już idzie umrzeć”; „Jak pójdą na emeryturę, to już jest po życiu”.
Często okazuje się więc, że następuje mitologizacja emerytury, która ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Odchodzący z rynku pracy czują się zmarginalizowani, niepotrzebni, mało aktywni.
Co więcej, możliwość odejścia z rynku pracy jest często dyskryminującym przywilejem. Pracodawca, licząc się z tym, że pracownik zwolni się z firmy w wieku około 55 lat, na 10 lat przed tą datą przestaje w niego inwestować, pomija w awansach, podwyżkach. To powoduje mniejszą motywację tych osób do pracy.



Mit 3. Zacofanie i choroba

Kolejny nieuprawniony mit dotyczący pracy osób 50+ to twierdzenie o niemożności ich przekwalifikowania, zacofaniu, braku nowoczesnej wiedzy, gorszej pracy. A przecież osoby, które mają obecnie 50 – 55 lat, w wielu przypadkach większość swojego zawodowego życia przepracowały w gospodarce rynkowej, mając dostęp do wszelkich nowoczesnych technologii. 20 lat temu miały 30 – 35 lat i dopiero zaczynały karierę zawodową.
Nieuprawnione jest też stwierdzenie, że osoby po 50. roku życia są tak schorowane, że nie mogą dłużej pozostawać na ryku pracy, bo pracowały ponad siły w PRL, w fatalnych warunkach, wyrabiając 200 proc. przysłowiowej normy. Przecież od 20 lat pracują w nowych realiach. Żyjemy też coraz dłużej – w ostatnich 20 latach statystyczna długość życia noworodka podniosła się o 5 lat – z 66 dla mężczyzn i 75 dla kobiet w 1990 r. do odpowiednio 71 i 80 lat. To rewolucja.
Także osoby starsze żyją dłużej i trzeba wreszcie zrozumieć, że statystyczna długość życia osoby w wieku 55 czy 60 lat jest inna niż noworodka. Osoby, które dożyły tego wieku, mają przed sobą więcej lat życia, niż wynika to z danych dotyczących rodzących się dzieci. Na przykład 60-letni mężczyzna żyje statystycznie 18 lat – dożywa więc wieku 78 lat, a nie 71.



Poprawiają się nawyki żywieniowe Polaków, ich kondycja zdrowotna, sposób życia. Nie możemy więc oczekiwać, że wciąż będziemy odchodzić z rynku pracy w stosunkowo młodym wieku.
Starsi pracownicy są też często dla firm nieocenioną wartością. Przekazują doświadczenia młodszym, są bardziej dyspozycyjni, lojalni wobec firmy i, wbrew stereotypom, mniej czasu przebywają na zwolnieniach. Wszak młodzi oprócz tego, że chorują, biorą zwolnienia na dzieci, korzystają też z przerw związanych z rodzicielstwem.

Mit 4. ZUS oddaje, co wpłaciłem

Często na forach internetowych widzę wpisy np. 55-letnich kobiet, które odeszły na wcześniejsze emerytury i argumentują, że przecież tylko odbierają to, co wpłaciły do ZUS. Nic bardziej mylnego. W danych GUS czytamy, że 55-letnia kobieta ma statystycznie do przeżycia 27,32 roku. ZUS – biorąc pod uwagę, że otrzymuje ona średnio 1,5 tys. zł emerytury – wypłaci jej w tym czasie (nie uwzględniając waloryzacji) 491,8 tys. zł. A taka osoba płaci do ZUS składki na emeryturę mniej więcej przez 27 lat (mogła odejść na emeryturę, legitymując się 30 latami stażu, w tym okresami nieskładkowymi) i w tym czasie wpłaca 19,52 proc. pensji. Zasila więc swoje konto emerytalne, jeśli zarabia średnią pensję (nie uwzględniając waloryzacji kapitału emerytalnego) kwotą 202 tys. zł. Manko wynosi 289 tys. zł. To właśnie dlatego ZUS ma tak ogromne problemy finansowe. Krótko płacimy składki (od niespełna 20 proc. pensji), długo otrzymujemy dość wysokie świadczenia (połowę pensji).
Nawet wydłużenie wieku emerytalnego kobiet do 60 lat wciąż nie zapewnia samofinansowania świadczeń w starym systemie. Choć zdecydowanie poprawia ten parametr.
Autor jest szefem działu praca w DGP, ekspertem Instytutu Sobieskiego