Plastry i gumy to zdaniem ekspertów zły pomysł. Lepiej edukować kobiety.
Główny inspektor sanitarny chce, by kobietom w ciąży, które nie potrafią rzucić palenia, lekarze mogli zapisywać refundowane plastry, gumy i inhalatory nikotynozastępcze. Jeszcze nie wiadomo, ile miałoby to kosztować, ale eksperci już krytykują ten pomysł.
Twierdzą oni, że lepiej zainwestować publiczne pieniądze w skuteczny program edukacyjny. Wciąż bowiem są tacy, którzy nie zdają sobie sprawy, jak bardzo palenie, także bierne, może zaszkodzić dziecku.

Dla ciężarnej guma

GIS przepytał 3280 kobiet tuż po urodzeniu dziecka, by orzec, że problem palenia w ciąży jest poważny. Wyniki zawarł w opracowaniu „Zachowania zdrowotne kobiet w ciąży”.
I zalecił Ministerstwu Zdrowia wprowadzenie innowacyjnych rozwiązań wzorowanych na doświadczeniach francuskich – terapii nikotynozastępczej.
Substytut uzależniającej nikotyny byłby podawany i kobietom w ciąży, i tym, które dopiero planują poczęcie, a także ich partnerom. Zachętą, by dla dobra dziecka papieros zastąpić gumą czy plastrem, byłaby refundacja. Zdaniem Krzysztofa Przewoźniaka, eksperta z Instytutu Onkologii i współautora badania, ten trend zyskuje coraz więcej zwolenników wśród europejskich ginekologów. Od niedawna oficjalnie stosuje się taki system we Francji. Nie ma jednak żadnych danych, czy przynosi on efekty. Jego zwolennicy przekonują jednak, że profesjonalnie przeprowadzona kuracja pod kontrolą lekarską pozwala, by po trzech miesiącach odwyku przyszłe matki całkowicie pozbyły się nałogu.
Jak przyznaje Bożena Janicka z Porozmienia Zielonogórskiego, wielu lekarzy pierwszego kontaktu już zaleca swoim palącym pacjentkom planującym ciążę różnego typu preparaty nikotynozastepcze. – Ale robią to z dużą ostrożnością, bowiem ciąża wciąż jest przeciwwskazaniem do ich podawania – dodaje Janicka.



Dlaczego dziecko ma drgawki

Mazowiecki konsultant z dziedziny ginekologi i położnictwa prof. Mirosław Wielgoś odnosi się do pomysłu GIS bardzo sceptycznie. Jego zdaniem nikotyna i ciąża się wykluczają. Dlatego swoim pacjentkom proponuje: albo rzuci palenie, albo on nie podejmie się prowadzenia ciąży. Propozycje rodem z Francji, zanim zostaną wcielone w życie, musi zaopiniować rada naukowa przy ministrze zdrowia. Tu jednak także pomysł budzi kontrowersje. Członkini rady Anna Dobrzańska, profesor neonatologii, mówi, że zamiast podawać farmaceutyki, trzeba kobiety edukować. A właśnie to się zaniedbuje. – Kobiety po prostu nie rozumieją, co to znaczy, że palenie jest szkodliwe. Dopiero kiedy widzą, że ich dziecko ma drgawki czy kłopoty z oddychaniem, bo one paliły w ciąży, pytają, czemu nikt nie powiedział – mówi.
Dobrzańska ma pomysł na skuteczną kampanię edukującą. Uważa, że trzeba obrazowo porównywać palenie papierosa do podduszania dziecka przez kilkanaście minut. Jej zdaniem to przekonałoby niemal wszystkie kobiety w ciąży. Lepiej nawet niż dane medyczne o tym, że dym zawiera 4 tys. substancji, z których 40 jest rakotwórczych, i że odpowiada m.in. za: opóźnienia w rozwoju intelektualnym dziecka, niedotlenienie mózgu, śmierć łóżeczkową, wady rozwojowe, nowotwory, a także zmiany w kodzie genetycznym, poronienia i niską masę urodzeniową dziecka. Eksperci podkreślają, że równie groźne jest tzw. bierne palenie. I dlatego, tak jak Anna Józefiak-Materna z MOPS we Wrocławiu, rozwiązań szukaliby raczej w edukacji niż farmakoterapii.
GIS nie policzył, ile kosztowałaby realizacja pomysłu refundacji substytutów nikotyny. Ale współautorzy raportu już sugerują, że bezpłatne mogłyby one być jedynie dla najbiedniejszych.