Wystarczy kilka tysięcy złotych, dostęp do internetu i nieco cierpliwości, by kupić w sieci dziecko. Pary wybierają drogę na skróty, bo nie wierzą w skuteczność długotrwałych procedur adopcyjnych.
Proceder kwitnie, bo adopcje potrafią się ciągnąć w Polsce latami, a państwo nie stworzyło prostego systemu. Wiemy przynajmniej o jednym przypadku takiej transakcji. Prokuratura jednak umorzyła postępowanie w tej sprawie.
"Pragnę pomóc rodzinie, która nie może mieć własnych dzieci i która w zamian pomoże mnie" – taki anons ukazał się w portalu Polki.pl. Podobnych ogłoszeń w internecie jest sporo. Warunek jeden: treść postu nie może być zbyt dosłowna. Wtedy moderator usuwa go, tłumacząc się "mocno ugruntowanym podejrzeniem pośrednictwa w handlu żywym towarem".
Dlatego Anna na stronie AdopcjaZeWskazaniem.pl napisała jedynie, że jest w drugim miesiącu ciąży i jest "zdecydowana na oddanie dziecka do adopcji ze wskazaniem, ponieważ ma trudną sytuację materialną i problemy w małżeństwie". Kilka osób się do niej odezwało. "Było mi niezmiernie przykro, gdy zrozumiałam, że tu chodzi o pieniądze" – żaliła się później na forum Makia. A inny użytkownik – wrwf – uściślał, że konkretna oferta za dziecko Anny brzmiała 3 tysiące złotych dla firmy pośredniczącej i co najmniej 10 tysięcy złotych dla mamy.
"Moralnie to jest jednoznacznie negatywne, a prawnie ociera się o handel ludźmi"
Wszystkie ogłoszenia dotyczą ofert tzw. adopcji ze wskazaniem. Polega ona na tym, że biologiczna matka zrzeka się praw rodzicielskich na rzecz konkretnej pary. Sąd może więc przyznać prawo do adopcji jej dziecka z pominięciem ośrodka adopcyjnego. Nie zawsze tak się dzieje, jednak z reguły taka procedura jest szybsza niż tradycyjna adopcja, która może trwać nawet kilka lat. A ponieważ w dodatku par oczekujących na adopcję jest znacznie więcej niż dzieci z uregulowaną sytuacją prawną, a największe zainteresowanie budzą noworodki, nie brakuje osób gotowych zapłacić za ich adopcję.
Co na to polskie prawo? – Moralnie to jest jednoznacznie negatywne, a prawnie ociera się o handel ludźmi – komentuje karnista prof. Marian Filar.
O adopcji za pieniądze wiedzą uczestnicy forum Stowarzyszenia Nasz Bocian. Na ich forum toczyła się dyskusja. Alfa1987 chwaliła się, że biologiczna mama adoptowanego przez nią dziecka "nie wzięła od nas ani grosika", a przecież oferty w internecie są "przeróżne". Sama opisywała przykład oferty sprzedaży bliźniaczki. "Nie zdecydowaliśmy się, bo to nieetyczne i nie zależało nam aż tak na szybkości, bo nie jesteśmy desperatami" – tłumaczyła. Ale kolejny uczestnik dyskusji pisał wprost, że to nic złego zapłacić biologicznej matce za witaminy czy leki. "Ceny tych witamin dla matki biologicznej to często powyżej 20 tysięcy" – podsumowała kinga25.

To jak handel ludźmi

Prawna interpretacja takiej transakcji jest bardzo trudna. Konstytucjonalista prof. Piotr Winczorek podkreśla, że umowa cywilnoprawna, której przedmiotem jest człowiek, jest z mocy prawa nieważna. Problem polega jednak na tym, że w polskim kodeksie nie ma jasnej definicji handlu ludźmi. W praktyce uznaje się, że aby o nim mówić, sprzedaż musi służyć "celom sprzecznym z ludzką podmiotowością, szkodliwym dla człowieka".
Przed polskimi sądami toczyły się już sprawy o opłacane adopcje. Najsłynniejsza – jesienią 2008 r. Ewa H. z Mogilna zdecydowała się oddać swoje szóste z kolei dziecko. Jeszcze przed porodem umówiła się z pewną rodziną, że im je odda za 2 tys. zł. Sprawa trafiła do sądu. Małżeństwo tłumaczyło, że nie chciało kupować dziecka, tylko zapewnić mu lepsze warunki życia, niż ma jego rodzeństwo.



Prawo ma się zmienić

Prokuratura postanowiła więc odstąpić od zarzutu handlu dzieckiem, tłumacząc, że chodziło o ominięcie przepisów adopcyjnych.
Procederu nie reguluje też art. 253 kodeksu karnego, który głosi: "Kto w celu osiągnięcia korzyści majątkowej zajmuje się organizowaniem adopcji dzieci wbrew przepisom ustawy, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5". Organizowanie adopcji może oznaczać zarówno poszukiwanie dzieci do adopcji, osób, które chcą adoptować, a nawet załatwianie formalności. Przepis stanowi jednak wyraźnie: wszystko to musi się odbywać wyłącznie w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Nawet Sąd Najwyższy w uchwale z 1992 r. nie wykluczał jednak możliwości pobierania wynagrodzenia lub opłat z pośrednictwo adopcyjne, pod warunkiem że uzyskane należności "nie są niestosowne". Oznacza to, że nie może być mowy o wyłącznie komercyjnym charakterze świadczonych usług. W przypadku matki oddającej dziecko do adopcji sąd bierze więc pod uwagę, czy dokonała się ona zgodnie z interesem dziecka.
Możliwe jednak, że już wkrótce polskie prawo wprost zabroni tego typu praktyk. Od jesieni ubiegłego roku sejmowe komisje pracują nad rządowym projektem nowelizacji kodeksu karnego. Przewiduje on wprowadzenie legalnej definicji handlu ludźmi. Jeśli handel dotyczyłby małoletniego, byłby automatycznie przestępstwem bez względu na to, jakie zamiary miał sprawca.
Adwokat Katarzyna Tryniszewska jest jednak sceptyczna, czy uda się wyeliminować proceder handlu dziećmi. – Z reguły wszystko odbywa się w cztery oczy. Nikt się do czegoś takiego nie przyzna. Jedyna nadzieja w tym, że sąd zainteresuje się, czy dziecku nie stanie się nic złego, kiedy jego biologiczna matka chce je oddać zupełnie obcym ludziom – mówi Tryniszewska.
DGP
Polacy, szukając dziecka przez ośrodek adopcyjny, nie tylko muszą czekać na malucha latami, ale też spełnić szereg skomplikowanych wymagań. Do adopcji w sieci potrzebne są tylko internet i pieniądze Fot. Grzegorz Misiak/Edytor.net / DGP