Co najmniej 303 mld zł musi dopłacić budżet w latach 2011–2015 do świadczeń z ZUS. Najgorszy scenariusz przewiduje dopłatę w wysokości 417 mld zł, czyli 83 mld zł rocznie. Eksperci wskazują, że przywileje emerytalne powinny być finansowane ze składek.
ZUS potrzebuje coraz większych dotacji, aby wypłacać świadczenia – wynika z najnowszej prognozy wpływów i wydatków Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Zakład szacuje, że deficyt administrowanego przez niego FUS wyniesie w latach 2011–2015 co najmniej 303 mld zł. Maksymalnie – 417 mld zł. Ostatnia pięcioletnia prognoza szacowała deficyt FUS (w latach 2009–2013) na kwotę od 216 do 334 mld zł.

Brakuje na emerytury

W skład FUS wchodzą cztery fundusze – emerytalny, rentowy, wypadkowy i chorobowy. To do nich wpływają poszczególne składki opłacane przez ubezpieczonych. Odpowiadają też za wypłatę świadczeń. Jednak ze składek wpływa mniej pieniędzy, niż FUS wydaje na świadczenia. Dlatego jest dotowany z budżetu. W tym roku dotacja ma być rekordowa i wyniesie 38 mld zł. Oprócz tego FUS wyda 7,5 mld zł z Funduszu Rezerwy Demograficznej i pożyczy w bankach lub budżecie około 4 mld zł.
Z prognozy FUS wynika, że największy deficyt ma fundusz wypłacający emerytury. W ciągu najbliższych pięciu lat wyniesie minimum 232 mld, a maksymalnie aż 297 mld zł.
– Jego zła sytuacja to efekt wielu czynników, choć na większość z nich miała i ma wpływ polityka rządów – zauważa Wiktor Wojciechowski z Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Tłumaczy, że np. w roku 2005 (po demonstracjach górników pod Sejmem i przed wyborami) i 2007 (też przed wyborami) rządzący podejmowali decyzję o wydłużaniu o kolejny rok przywilejów emerytalnych. W efekcie na wcześniejsze emerytury masowo odchodziły 55-letnie kobiety i 60-letni mężczyźni. Na przykład w 2008 roku ZUS przyznał 340 tys. nowych emerytur, z tego większość osobom, które nie osiągnęły wieku emerytalnego.
Przekupywanie przywilejami nie jest nowością. Wcześniej, w okresie stanu wojennego, rząd przyznał przywileje odchodzenia z rynku pracy wielkiej grupie osób przynajmniej formalnie zatrudnionych w tzw. szkodliwych warunkach lub całym grupom zawodowym (np. nauczycielom czy zatrudnionym w PKP). Nie były one jednak uzasadnione ciężkimi warunkami ich pracy (zostały ograniczone od początku 2009 roku ustawą o emeryturach pomostowych).
Kolejna fala ucieczki na wcześniejsze emerytury i renty odbyła się w latach 90., gdy rządy traktowały te świadczenia jako swoistą poduszkę bezpieczeństwa przed niezadowoleniem osób tracących pracę w wyniku restrukturyzacji gospodarki.
A osoby odchodzące wcześniej na emeryturę nie odkładają na nią wystarczającego kapitału. Do ich świadczeń muszą więc dopłacać podatnicy i stąd tak olbrzymie manko w FUS.



Rentowy na minusie

W najbliższych pięciu latach duży deficyt odnotuje też fundusz rentowy FUS. Wynika to głównie z decyzji o obniżeniu składki rentowej. Zmniejszyła się ona z 13 proc. do 6 proc. W efekcie fundusz, który według prognozy sprzed trzech lat miał mieć od 2008 roku nadwyżkę, notuje ujemne saldo. Wyniesie w latach 2011–2015 od 76 mld zł do 110 mld zł. Deficyt funduszu rentowego wynika też z tego, że do 1997 roku wiele osób otrzymywało renty według bardzo łagodnych kryteriów. Część z nich otrzymuje je do dzisiaj.
Bez względu na przyjęty wariant nadwyżka będzie w funduszu wypadkowym. Natomiast fundusz chorobowy będzie na niewielkim minusie. Zabraknie mu co najmniej 5,6 mld zł.

Drogie przywileje

Ciekawe jest to, że sytuacja FUS pogarsza się mimo wygaszenia od początku 2009 roku większości przywilejów emerytalnych. Jednak wciąż płacimy za świadczenia, które zostały przyznane wcześniej stosunkowo młodym czy zdrowym osobom. Kosztowne są też wciąż obowiązujące przywileje. Na przykład emerytury górnicze kosztują rocznie – w porównaniu do sytuacji gdyby mieli oni prawo do emerytur pomostowych – 8 mld zł. Nie bez znaczenia jest też odkładana decyzja o zrównaniu wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.
– Przyznawanie przywilejów np. górnikom czy osobom zatrudnionym w szczególnych warunkach powinno wiązać się z podniesieniem dla tych osób składek na emeryturę opłacanych przez ich pracodawców – wskazuje Paweł Pelc, ekspert ubezpieczeniowy.
Tłumaczy, że budżet oprócz emerytur górniczych wciąż będzie musiał dopłacać do nauczycieli, którzy zyskali prawo do tzw. świadczeń kompensacyjnych, czy prawie 300 tys. osób uprawnionych do emerytur pomostowych.
– Powinno być tak, że świadczenia są w 100 proc. finansowe ze składek – mówi Paweł Pelc.
Pogorszenie sytuacji FUS wynika też z obserwowanego i zakładanego pogorszenia sytuacji na rynku pracy. Dwa lata temu w prognozie zakładano, że bezrobocie w 2013 roku wyniesie 5,2 proc. W tym roku zostało ono skorygowane do 11,5 proc. W wolniejszym tempie będą też rosnąć płace.
Deficyt w FUS jest też efektem wprowadzonej reformy emerytalnej. ZUS przekazuje część składki emerytalnej (w tym roku ponad 22 mld zł), która do niego wpływa do OFE. Otrzymuje z tego tytułu dotację, ale prognoza FUS jej nie uwzględnia. Ten wydatek jest jednak inwestycyjny, bo powoduje, że maleją jego zobowiązania w przyszłości. Emerytur osób oszczędzających w OFE nie będzie musiał w całości finansować ZUS.
– Coraz gorsza kondycja ZUS wynika też braku reform zachęcających Polaków do dłuższej aktywności zawodowej i pogarszającej się sytuacji demograficznej – dodaje Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan.
34,9 tys. skarg od pracowników wpłynęło do PIP w 2009 roku