Dzieci lekko niepełnosprawne są posyłane do szkół specjalnych, zamiast zwykłych. Nauczyciele nie chcą współpracować z rodzicami chorych uczniów. W gminach brakuje funduszy na dodatkowych pedagogów i mniej liczne klasy.
Ustawa o systemie oświaty wskazuje, że dzieci niepełnosprawne powinny w najbliższej szkole kształcić się w sposób dostosowany do ich możliwości i pod okiem rozumiejących ich potrzeby nauczycieli. Tacy uczniowie powinni więc mieć możliwość nauki we wszystkich typach szkół, zgodnie z indywidualnymi predyspozycjami i potrzebami.
W praktyce sprawa wygląda inaczej. Nawet szkoły integracyjne utrudniają naukę dzieciom z dysfunkcjami.

Tylko szkoły specjalne

Agnieszka Dudzińska ze Stowarzyszenia Nie-grzeczne Dzieci wyjaśnia, że lekko niepełnosprawne dzieci niepotrzebnie trafiają do szkół integracyjnych lub specjalnych, zamiast do zwykłych, ogólnodostępnych. Co prawda, to rodzice dokonują ostatecznego wyboru, do jakiej placówki wyślą dziecko, ale nierówna sytuacja finansowa szkół ogólnodostępnych i integracyjnych przekreśla możliwość wyboru.
Stowarzyszenie Nie-grzeczne Dzieci przygotowało raport pt. Wszystko jawne, z którego wynika, że dyrektorzy szkół sugerują rodzicom, aby ich dzieci posyłać do szkół integracyjnych, specjalnych albo na kształcenie indywidualne. Samorządy nie płacą bowiem podwyższonej dotacji na ucznia niepełnosprawnego, jeśli uczęszcza on do zwykłej szkoły. Eksperci postulują więc, aby wyższe kwoty podążały za uczniem, a nie były koniecznie adresowane do specjalnych placówek.
– W efekcie dzieci muszą być dowożone do szkół położonych daleko od domu – mówi Agnieszka Dudzińska.
Tomasz Malicki, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 26 w Krakowie, potwierdza, że szkoły ogólnodostępne nie mają funduszy na dodatkowego nauczyciela do opieki nad klasą, tzw. pedagoga specjalnego, tworzenie mniej licznych klas. W efekcie nie są w stanie zagwarantować opieki na odpowiednim poziomie uczniom ze specjalnymi potrzebami.
Podkreśla, że w każdej szkole powinna być klasa integracyjna. Jednak samorządy, które prowadzą szkoły, nie wyrażają na to zgody, bo są one zbyt kosztowne.



Brakuje klas integracyjnych

Szkół i klas integracyjnych również jest za mało. Na 35 tys. działających szkół 1,5 tys. prowadzi takie klasy. Do krakowskiej SP nr 26 uczeń z orzeczeniem o kształceniu specjalnym chodził osiem miesięcy. Tak długo czekał na miejsce w placówce integracyjnej.
– W miarę możliwości staraliśmy się zapewnić mu jak najlepsze warunki – mówi Tomasz Malicki.
Mama ucznia prawie codziennie była na zajęciach i pomagała dziecku oraz nauczycielowi, bo szkoły nie stać było na dodatkowy etat. Taka sytuacja dziwi Agnieszkę Dudzińską. Wyjaśnia, że np. na każde dziecko z autyzmem samorządy otrzymują z budżetu państwa ponad 40 tys. zł rocznie, a na niedostosowane społecznie, np. z ADHD, ponad 9 tys. zł. Na zwykłego ucznia – 4,3 tys. zł.
Rodzice, którym uda się zapisać dziecko do szkoły integracyjnej, trafiają na kolejne przeszkody. Michał z Wrocławia choć ma autyzm, to zgodnie z orzeczeniem poradni pedagogiczno-psychologicznej może uczyć się w szkole ogólnodostępnej, integracyjnej lub z oddziałami integracyjnymi. Po czterech miesiącach nauki w pierwszej klasie w szkole integracyjnej dyrekcja poradziła rodzicom, aby wysłali go do szkoły specjalnej lub wybrali nauczanie indywidualne.
Andrzej Grygier, ojciec chłopca, wyjaśnia, że prowadzona aktualnie terapia zaleca, aby Michał miał asystenta, tzw. osobę cień, która korygowałaby jego niepożądane zachowania i stymulowała do aktywnego udziału w zajęciach. Szkoła jednak nie zgodziła się na taką pomoc. W efekcie dziecko utraciło pewne zdolności wypracowane w klasie 0. Wówczas mama Michała wspierała go podczas zajęć.
Nie jest to sytuacja pojedyncza. Co roku do Fundacji Synapsis, pomagającej osobom z autyzmem, zgłasza się kilkuset rodziców z prośbą o pomoc w zatrudnieniu asystenta.



Arbitralne decyzje

– Przepisy nie zabraniają szkole zatrudnić asystenta. Z drugiej strony nie nakazują im tego. To powoduje, że los rodziców i dzieci często zależy od dobrej woli dyrektora i nauczycieli – wyjaśnia Adriana Dąbrowska, prawnik Fundacji Synapsis.
W przypadku Michała negatywna postawa dyrekcji i nauczycieli Zespołu Szkół nr 11 we Wrocławiu mogła mu zaszkodzić. Dziś chłopiec chodzi już do innej placówki, której pracownikom nie przeszkadza osoba cień.
Ewa Materka, wicedyrektor ZS nr 11, jest jednak przekonana, że zrobiła bardzo dużo, aby spełnić oczekiwania rodziców. Dodaje, że szkoła nie może brać odpowiedzialności za specjalistyczną terapię, a nauczyciele nie mogą stosować specjalnych procedur zalecanych przez terapeutów.
Jednak zgodnie z przepisami szkoła ma obowiązek realizować zalecenia wynikające z orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego wydanego przez poradnię psychologiczno-pedagogiczną.

Będą fundusze i pomoc

Resort edukacji zapewnia, że konsultuje właśnie zmiany, które mają sprzyjać indywidualnej pracy z uczniami ze specjalnymi potrzebami edukacyjnym. Każda szkoła, a nie jak dotychczas tylko samorząd, ma otrzymywać fundusze na współpracę z poradniami pedagogiczno-psychologicznymi. Dyrektor będzie więc miał za co zatrudnić pedagoga, psychologa, także pracującego w niepublicznej poradni.
Katarzyna Hall, minister edukacji, dodaje, że poradnie będą zobowiązane do bliższej współpracy ze szkołami. Ich pracownicy będą mieli więcej czasu na pomoc dziecku oraz nauczycielom i rodzicom bezpośrednio w szkole. Nauczyciele, specjaliści z poradni i pracownicy organu prowadzącego szkołę wspólnie będą diagnozowali potrzeby ucznia wymagającego specjalnych oddziaływań i opracowywali plan pracy z nim. Po roku ocenialiby, czy ich plan przyniósł efekty.
W razie potrzeby specjaliści z poradni mogliby też szkolić nauczycieli, wyjaśniać im, na czym polegają trudności danego ucznia, i w jaki sposób dostosowywać do jego potrzeb sposób pracy z nim.
64 proc. uczniów z dysfunkcjami chodzi do szkół specjalnych lub klas integracyjnych