Szukanie pracy w kryzysie jest niczym kręcenie filmowego hitu. Trzeba mieć trzymający w napięciu scenariusz, aktorów, którzy nie zapomną dialogów, i zagadkę, której rozwiązanie może zaskoczyć widzów. Na koniec, zamiast oklasków, czeka podpisanie wymarzonego kontraktu.
Tak właśnie zaplanował to sobie Szczepan Bentyn, 23-letni absolwent teologii, z doświadczeniem w sprzedaży helu oraz wkręcaniem kolegów i nauczycieli z liceum w zwariowane pomysły. Kiedy kilka dni temu zobaczył ogłoszenia o poszukiwaniu pracowników przez nową agencję marketingową, postanowił, że ta praca będzie jego. – Całą noc nie spałem, kombinując, czym powalić ich na kolana. I wymyśliłem. Na Facebooku założyłem fanpage: „Chcę, by Szczepan pracował dla XXX” (nie podajemy nazwy firmy, by jej nie reklamować – red.), i postanowiłem znaleźć trzy tysiące osób, które będą kibicować mojemu marzeniu. To pokaże, że nie tylko mam oryginalne pomysły, ale także że potrafię do nich przekonać ludzi – tłumaczy Szczepan. Choć po sześciu dniach ma już ponad 500 fanów, jak się okazuje, to tylko pierwszy akt w jego sztuce.
– Wszystko rozplanowałem na trzy etapy. Po akcji na Facebooku przyjdzie czas na uruchomienie strony internetowej. Trzeci etap to wejście do siedziby firmy, oczywiście wejście z bajerem – tłumaczy. Jakim? – Tego nie mogę na razie zdradzić.

Spójrz na mnie

„Wyróżnić się, zaskoczyć, być oryginalnym” – eksperci rynku i sami szukający pracy powtarzają to jak mantrę. Dziś dobrze się zaprezentować jest znacznie trudniej niż kilka lat temu, kiedy wystarczyło napisane CV i listu motywacyjnego.
Nic dziwnego, skoro rynek pracy od kilkunastu miesięcy jest jak mówią eksperci „rynkiem pracodawcy”, ci mogą po prostu wybierać i przebierać w dziesiątkach chętnych kandydatów na jedno miejsce. Kiedy jeszcze dwa lata temu bezrobocie w Polsce z miesiaca na miesiąc spadało, osiągając po raz pierwszy w ostatnim dwudziestoleciu jednocyfrowy poziom, to od początku ekonomicznego kryzysu ponownie rośnie i w styczniu tego roku osiągnęło już blisko 13 proc. A poszukiwanie pracy po tym, jak się już raz ją straciło, to zadanie rzeczywiście trudne. Jak podaje GUS, zajmuje ono średnio bezrobotnemu aż 12 miesięcy. – I dlatego trzeba coraz więcej, by się wyróżnić wśród setek aplikujących na stanowisko – mówi Elżbieta Flasińska, ekspertka z Pracuj.pl. – To, co kilka lat temu było rewolucyjne, dziś okazuje się niewystarczające – dodaje.



Pięć lat temu 26-letni wówczas Michał Prelowski wykupił billboard w centrum Gdańska i zawiesił na nim swoje CV z ogłoszeniem, że szuka posady. Szybko pojawiło się kilkanaście interesujących propozycji. Dziś to już za mało. Przekonał się o tym 26-letni Mariusz Zarzycki z Torunia, który choć plakatów ze swoim życiorysem wywiesił w całym mieście 20, na sensową ofertę czekał aż cztery miesiące.
– I dlatego ja całą akcję starannie zaplanowałem, bo sam plakat to za mało – opowiada kolejny 26-latek, Łukasz Jakóbiak z Warszawy. Naprzeciwko siedziby wymarzonego pracodawcy, dużej wytwórni muzycznej, umieścił trzy płachty w rozmiarze 3 na 6 m. – Razem z kolegą wieszaliśmy je o godz. 5 nad ranem przy 20-stopniowym mrozie. Wszystko, by zaskoczyć ludzi z firmy – opowiada Jakóbiak. – Ale to tylko początek. By sprawie nadać odpowiedni rozgłos, rozesłałem zawiadomienia o tym wydarzeniu media. I dopiero to dało kopa. Pojawiłem się w „Dzień dobry TVN”, TVN Warszawa i „Kawie czy herbacie”. O plakatach napisała Wirtualna Polska. A wtedy telefon się rozdzwonił. W ciągu dwóch tygodni odbyłem jakieś 30 rozmów i zawsze słyszałem na nich: „Proszę się odezwać, jeżeli pan się zdecyduje u nas pracować”, zamiast: „Zadzwonimy do pana” – opowiada Łukasz, który właśnie zaczyna pracę jako spec od PR w firmie z branży rozrywkowej.
Wykorzystywane są fora internetowe, ogłoszenia w prasie, tablice informacyjne, plakaty, radio i ostatnio profile na serwisach społecznościowych. – Coraz więcej osób poszukujących pracy traktuje samych siebie jak produkt, który należy dobrze sprzedać, więc stosują podobne techniki marketingowe – opowiada Grzegorz Turniak, ekspert od kształtowania karier.
Kandydaci prześcigają się w pomysłach, jak pokonać innych jednym ruchem. I dlatego coraz więcej pracodawców zamiast ze zwykłymi CV ma okazję zapoznać się z poematami, esejami, rysunkami (np. list motywacyjny w formie komiksu), puzzlami, CV w butelkach, a nawet w formie wypełnionej cukierkami tuby, gdzie informacje o kandydacie umieszczono na papierkach, w które owinięte były słodycze. W Bydgoszczy zaś krawcowe chcące znaleźć dobrze płatną pracę wysyłają do firm ręcznie wyhaftowane CV.
Legendarna w środowisku warszawskich architektów jest opowieść o pewnym kandydacie do pracy, który zamiast standardowego życiorysu przysłał papierowy model domu, w oknach którego wypisane były jego zawodowe doświadczenia i umiejętności. – Coraz więcej zawodów otwiera się na takie nowe niestandardowe metody rekrutowania. Jeszcze rok temu wideo-CV były w Polsce nowością, którą akceptowano co najwyżej w firmach PR, reklamowych czy marketingowych. Dziś już nikogo pomysł przesłania życiorysu nagranego w postaci krótkiego filmiku nie zadziwia. Nawet jeśli chodzi o stanowisko kadrowego czy księgowego – opowiada Elżbieta Flasińska.



Kup mnie

Na nietuzinkowe pomysły starających się o pracę przychylnym okiem patrzy Grupa BLStream zajmująca się m.in. produkcją gier do telefonów komórkowych. Dlatego kiedy student czwartego roku Politechniki Szczecińskiej zamiast tradycyjnego życiorysu przysłał do działu HR płytę CD ze stworzoną przez siebie grą, od razu został zaproszony na rozmowę.
Nawet jeżeli sama forma życiorysu nie zaskakuje, to już zdjęcia kandydatów są coraz bardziej szalone: z imprez, z rodziną, z podróży, w bikini, a nawet akty – to już banał. Za to pracodawców wciąż potrafią zaskoczyć zdjęcia artystyczne imitujące znane portrety lub zdjęcia rentgenowskie udowadniające, że pracownik dał prześwietlić.
Dla wielu poszukujących to i tak za mało. Wolą przejść od razu do meritum. Zamiast wysyłać wymyślne dokumenty, przychodzą na rozmowę kwalifikacyjną z gotowymi prezentacjami w PowerPoincie albo przedstawiają prezentacje w formie wykresów w Mind Mapping (mapa myśli) czy drzewa umiejętności. – Ostatnio jeden z kandydatów przyszedł wprost do naszego biura i wszystkim pracownikom rozdał puszki z napojem energetycznym oklejone informacjami o sobie. To miało pokazywać, jak bardzo jest energiczny i kreatywny, i że chce się tym dzielić – opowiada Łukasz Smoliński, szef agencji reklamowej Brainshake, która zresztą takiej kreatywności od chętnych do pracy wymaga.
Podobnie postępują inni pracodawcy, więc kandydaci robią, co mogą, by do nich dotrzeć. – Moja znajoma zamiast się zamartwiać brakiem pracy, urządziła imprezę – opowiada Grzegorz Turniak. – Do restauracji zaprosiła kilkuset dalszych i bliższych znajomych. Choć zastrzegła, że niczego gościom nie funduje, i tak zjawiło się ich ponad 200. Jak się potem okazało, było wśród nich parę osób tak zaskoczonych jej pomysłowością i umiejętnościami organizacyjnymi, że od razu dostała kilka propozycji pracy – dodaje Turniak.
Jeszcze bardziej niestandardową drogę wybrał 21-letni Bartłomiej z Warszawy. Po kilku miesiącach niesatysfakcjonującej pracy i bezskutecznych poszukiwaniach czegoś lepszego uznał, że popełniał błąd, prosząc o posadę. Uznał, że to pracodawca powinien znaleźć jego i wystawił się na aukcji na Allegro. „Jestem osobą młodą i kreatywną, niebojącą się nowych wyzwań (co zresztą widać po aukcji), zdeterminowaną w dążeniu do celu. Lubię pracować w grupie, szybko nawiązuję nowe kontakty i jestem dokładny i samodzielny w wykonywaniu zadań. Potrafię szybko odnaleźć się w nowych sytuacjach” – zachwalał. Cena minimalna: 1600 złotych. Niestety zanim pracodawcy zdążyli zainteresować się propozycją, aukcja została usunięta przez pracowników Allegro jako niezgodna z regulaminem. – No cóż, w takim oryginalnym poszukiwaniu pracy łatwo niestety przedobrzyć i sprawić, że szukanie pracy stanie się zajęciem samym w sobie – śmieje się Flasińska.