Rząd chce, aby młodzieżowe ośrodki socjoterapii zapewniały całodobową opiekę. Siedmiu placówkom w Lublinie, Łodzi, Wildze, Warszawie, Gdańsku i Wrocławiu grozi likwidacja. Do ośrodków socjoterapii młodzież ma trafiać dobrowolnie, a nie w wyniku decyzji sądu.
Wczoraj Katarzyna Hall, minister edukacji narodowej, rozpoczęła społeczne konsultacje zmian m.in. w funkcjonowaniu młodzieżowych ośrodków socjoterapii (MOS). Resort edukacji chce, aby wszystkie MOS-y posiadały szkołę i zapewniały całodobową opiekę. W takim ośrodku można więc będzie przebywać cały rok, także w ferie.
Wprowadzenie takich przepisów zagraża najlepszym ośrodkom, m.in. warszawskiemu KĄT-owi, istniejącej od 18 lat wrocławskiej placówce przy ul. Jarzębinowej czy niepublicznemu ośrodkowi w Wildze, któremu już raz groziła likwidacja. Na przykład KĄT prowadzi tylko hostel, w którym młodzież mieszka okresowo, w sytuacji kryzysowej, wtedy gdy nie może przebywać w rodzinnym domu.

Eksperci protestują

Resort edukacji twierdzi, że musi uporządkować system podległych mu placówek oświatowych. Podkreśla, że MOS-y nieposiadające szkoły i niezapewniające całodobowej opieki nie są w stanie zrealizować swoich zadań.
Jacek Jakubowski, członek zarządu Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, ostrzega, że stworzona centralnie koncepcja może dobrze wygląda na papierze, ale nie sprawdzi się w rzeczywistości. Jego zdaniem ważne jest, aby ośrodki były różnorodne, zarówno pod względem formalnym, jak i programowym.
Ponadto bardzo ważna jest ochrona dotychczasowego dorobku. Zdaniem ekspertów, placówki takie jak wrocławska czy warszawska powinny być chronione, stawać się wręcz ośrodkami wiodącymi. Pracownicy nie powinni drżeć przy każdej zmianie przepisów i zastanawiać się, czy koncepcje nie zniszczą z trudem budowanej metody.
Dyrektorzy MOS-ów dodają, że trafiają do nich uczniowie z problemami okresu dojrzewania, wchodzący w konflikty z rówieśnikami, czasami agresywni, ale nie zawsze wymagający całodobowej opieki. Dzięki socjoterapii unikają głębszej demoralizacji.
Według resortu taką rolę spełniają świetlice środowiskowe prowadzone przez ośrodki pomocy społecznej. Jednak Beata Mally, dyrektor wrocławskiego MOS nr 1 wskazuje, że nie każda świetlica może zatrudnić profesjonalnych terapeutów. A MOS-y stać na wykwalifikowaną kadrę, ponieważ są finansowane z subwencji oświatowej.
Łukasz Ługowski, dyrektor MOS nr 2 KĄT w Warszawie, uważa, że zlikwidowane powinny być te MOS-y, które obecnie przyjmują tylko wychowanków ze skierowaniem sądowym, bo w ośrodku nie można być za karę.



Dobra kadra

Zdaniem ekspertów przepisy nie powinny określać jak powinien działać MOS, ale jakie warunki powinien on spełniać, aby prowadzona przez niego terapia była skuteczna. Podkreślają, że muszą zatrudniać dobrą kadrę – taką, która potrafi przyciągnąć młodzież bez skierowania z sądu czy poradni pedagogiczno-psychologicznej.
Według Jacka Jakubowskiego wychowawcy powinni odpowiadać za koncepcję ośrodka, inaczej socjoterapia stanie się kolejną martwą, fasadową nazwą.
– Należy raczej wymagać, by w każdym MOS-ie istniał punkt reedukacyjny, pomagający uczniom z dysleksją, dysgrafią, dyskalkulią, ale także ADHD, a nawet leworęcznością. Dysfunkcje to bowiem bardzo częste powody niepowodzeń szkolnych i buntu – mówi Łukasz Ługowski.

Na wniosek rodziców

Z drugiej strony resort edukacji chce, aby MOS-y zostały wyeliminowane z ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich. Sądy mogłyby więc kierować nieletnich jedynie do młodzieżowych ośrodków wychowawczych (MOW-ów). W MOS-ach uczniowie mogliby być umieszczani tylko na wniosek rodziców. W tym momencie dobrowolnie przebywa w nich jedynie 810 na ponad 2,7 tys. wychowanków.
Eksperci popierają tę zmianę, ponieważ obecnie bardzo trudno wskazać jest różnice pomiędzy MOW-em i MOS-em. Pewne jest tylko, że nie trafiają do nich nieletni z przeszłością kryminalną, czyli młodzi przestępcy, skazani wyrokami sądowymi. Oni są umieszczani w schroniskach dla nieletnich i zakładach poprawczych podlegających ministrowi sprawiedliwości.
Łukasz Ługowski ma nadzieję, że obietnice zostaną w końcu zrealizowane. Dzięki temu do ośrodków socjoterapii, których podstawową zasadą powinna być dobrowolność, nie będą dowożeni skuci podopieczni pod eskortą.
Andrzej Laskowski z Ośrodka Rozwoju Edukacji, prowadzącego centralny system kierowania nieletnich, potwierdza, że sądy bardzo często umieszczają w MOS-ach zdemoralizowanych nieletnich. Z drugiej strony do MOW-ów trafiają uczniowie, których jedynym przewinieniem jest notoryczne opuszczenie lekcji.



Puste miejsca na mapie

W Polsce działają 72 MOS-y i 59 MOW-y. Przebywa w nich ponad 7 tys. wychowanków. Prowadzą je głównie powiaty. W sześciu województwach: kujawsko-pomorskim, małopolskim, opolskim, podkarpackim, podlaskim i warmińsko-mazurskim nie ma jednak ani jednego ośrodka socjoterapii dla młodzieży. Samorządy nie zakładają placówek, mimo że z subwencji oświatowej mogą otrzymać aż 26 tys. zł na utrzymanie jednego wychowanka.
Grzegorz Żurawski, rzecznik prasowy Ministerstwa Edukacji Narodowej, wyjaśnia, że nierównomierne rozmieszczenie tych placówek to swoisty bagaż historyczny, z czasów, gdy były one organizowane centralnie. Od 2004 roku, odkąd podlegają ministrowi oświaty, sytuacja znacznie się poprawiła. Liczba MOS-ów wzrosła ponadsześciokrotnie. Najwięcej ośrodków jest w województwach: dolnośląskim – 17 i mazowieckim – 10.
1176 nieletnich skierowanych przez sąd oczekuje obecnie na miejsce w MOS-ie