Ministerstwo Nauki nie monitoruje efektów programu kierunków zamawianych. Za przerwanie nauki na dotowanej przez UE specjalności studentom nie grozi żadna sankcja. Zdaniem ekspertów lista kierunków zamawianych powinna być ustalana przez przedsiębiorców.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) wspiera ze środków UE uczelnie, które kształcą przyszłych inżynierów. Jeszcze w styczniu ogłosi kolejny konkurs na tzw. kierunki zamawiane, czyli matematyczne, techniczne i przyrodnicze. Problem w tym, że rozpoczynając kolejną edycję programu, resort nauki nie wie, jakie są jego dotychczasowe efekty, ponieważ ich nie monitoruje. Eksperci ostrzegają, że część pieniędzy wydanych w ubiegłym roku na dofinansowanie uczelni ścisłych nie zostanie wykorzystana efektywnie, ponieważ akcja ruszyła za późno.

Program bez kontroli

Do programu kierunków zamawianych zakwalifikowały się 43 uczelnie, które realizują 64 projekty o łącznej wartości 370 mln zł. Największą część wydatków stanowią stypendia motywacyjne w wysokości 1 tys. zł, które przysługują najlepszym studentom kierunków zamawianych.
Żeby prowadzić taki kierunek, uczelnia musiała przynajmniej minimalnie zwiększyć liczby studiących na nim osób w porównaniu z tzw. rokiem bazowym, czyli 2007/2008. Wtedy studia na tych kierunkach rozpoczęło 13,5 tys. studentów. Chcąc przyznawać stypendia motywacyjne w wysokości 1 tys. zł połowie studentów, uczelnia powinna zwiększyć nabór co najmniej o 10 proc. Na Politechnice Wrocławskiej wskaźnik ten wzrósł o 17 proc. Na dziewięciu kierunkach objętych programem udało się przyjąć o 340 studentów mniej niż w roku 2007/2008, kiedy uczelnia przyjęła 2,1 tys. osób.
– Może się okazać, że w niektórych przypadkach rekrutacja przebiegła gorzej niż uczelnia przewidywała. Musimy poczekać na dane z uczelni, a te dopiero będą spływały – mówi Leszek Grabarczyk, dyrektor Departamentu Wdrożeń i Innowacji w MNiSW.
Eksperci ostrzegają, że pierwszy nabór na kierunki zamawiane może nie zakończyć się sukcesem, ponieważ program i jego promocja ruszyły dopiero przed wakacjami. Te działania były spóźnione o kilka miesięcy.
– Kampania była prowadzona zbyt późno, kiedy wielu studentów już zapisało się na inne studia – mówi prof. Lesław Piecuch, prezes Stowarzyszenia Edukacja dla Przedsiębiorczości.
Dodaje, że kierunki zamawiane wybrało wiele przypadkowych osób, które nie dostały się na inne studia albo chciały otrzymywać wysokie stypendium.



Potrzebna reforma w liceach

W opinii ekspertów zamawianie kierunków jest dobrym pomysłem, ale stworzono system, który bez reformy szkolnictwa średniego będzie tylko rozwiązaniem przejściowym.
– Dopóki nie zaczną obowiązywać zapowiadane zmiany w nauczaniu matematyki w liceach, kierunki zamawiane będą opłacanymi przez państwo korepetycjami – mówi Lesław Piecuch.
Uczelnie będą mogły mieć problemy z utrzymaniem studentów. Każda z nich, pisząc projekt, musiała zadeklarować, jaką liczbę absolwentów kierunku zamawianego wypuści za trzy lata na rynek pracy. Realizacja tego wskaźnika może być największą trudnością dla uczelni. Zwłaszcza że w programie jest luka. Ministerstwo nie przewidziało żadnych sankcji dla studentów, którzy przerwą naukę na dotowanym kierunku. Jak przyznaje Leszek Grabarczyk z MNiSW, student, który np. nie poradzi sobie z nauką i przerwie studia, nie będzie musiał zwracać stypendium.

Utrzymać studentów

Dotychczas uczelnie prowadzące kierunki ścisłe miały duże problemy z utrzymaniem przyjętych studentów.
– Zdarzało się w ubiegłych latach, że studia licencjackie na naszym wydziale rozpoczynało około 140, a kończyło 70 osób. Studenci wykruszali się, ponieważ mieli kłopoty z matematyką i chemią. W projekcie założyliśmy nie tylko coroczny wzrost liczby studentów o 10 proc., ale także utrzymanie 80 proc. z nich do końca studiów – mówi Izabela Nowak, prodziekan Wydziału Chemii na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu.
W ramach projektu na kierunek zamawiany – chemia – uczelnia przyjęła 252 osoby. Żeby zmniejszyć liczbę osób, które rezygnują z nauki po pierwszym roku z powodu zbyt niskiego poziomu wiedzy z matematyki i chemii wyniesionego ze szkoły średniej, w projekcie przewidziano 105 godzin zajęć wyrównawczych z obu przedmiotów.



Inżynierowie nie są bezrobotni

O sukcesie programu będzie można zdecydować za trzy lata, kiedy na rynek pracy wejdą pierwsi absolwenci kierunków zamawianych. Obecnie osoby ze specjalnością techniczną są trzecią najbardziej poszukiwaną grupą zawodową na rynku pracy. W serwisie Pracuj.pl jest dla nich ponad 3 tys. ofert pracy. Największą szansę na znalezienie zatrudnienia mają obecnie osoby z dyplomem szeroko pojętych kierunków informatycznych oraz budownictwa, najmniejszą natomiast absolwenci mechatroniki oraz fizyki.
– Ukończenie kierunku zamawianego nie gwarantuje pracy w zawodzie. Na przykład osoby, które ukończyły biotechnologię, mogą głównie liczyć na pracę w roli przedstawicieli handlowych i kierowników sprzedaży w firmach farmaceutycznych – uważa Przemysław Gacek, prezes zarządu Grupy Pracuj.
Eksperci podkreślają jednak, że rynek pracy, podobnie jak gospodarka, podlega dynamicznym zmianom. Dlatego trudno z perspektywy dzisiejszego rynku pracy ocenić trafność doboru kierunków zamawianych. MNiSW przygotowało ich wykaz na podstawie informacji z wojewódzkich urzędów pracy oraz wyników badania zamówionego wśród przedsiębiorców.
– Trudno przewidzieć, czy zamawiane dziś przez ministerstwo kierunki będą za kilka lat deficytowe – podkreśla Marek Kiersznicki, wiceprezes firmy inżynierskiej Prochem.
Dodaje, że spowolnienie gospodarcze i zawieszenie części inwestycji mieszkaniowych spowodowało na przykład istotne przesunięcia na rynku pracy dla inżynierów budownictwa. Dlatego, jak podkreśla prof. Lesław Piecuch, program przyniósłby większe efekty, gdyby kierunki zamawiane były ustalane nie przez urzędników Ministerstwa Nauki, lecz przez przedsiębiorców z branż technicznych. Jego zdaniem to ci ostatni powinni fundować stypendia studentom.
47 uczelni wzięło udział w pilotażu kierunków zamawianych w roku 2008/2009
1005 stypendiów przyznano studentom pilotażowych kierunków zamawianych