Szef Zespołu Doradców Strategicznych premiera Michał Boni uważa, że pomysł podwyższenia składki rentowej dla najbogatszych jest do rozważenia.

Według środowej "Gazety Wyborczej", najlepiej zarabiający Polacy muszą się liczyć z podwyżką składki rentowej. Według nieoficjalnych informacji dziennika, podwyżka składki dla najlepiej zarabiających jest jednym z wariantów "Planu rozwoju i konsolidacji finansów publicznych", który przygotowuje wiceminister finansów Ludwik Kotecki. Plan ma być gotowy w grudniu.

Dziś najzamożniejsi Polacy, gdy ich dochód przekroczy 30-krotność średnich rocznych zarobków (ok. 95 tys. zł), przestają płacić składki rentową i emerytalną. Dotyczy to osób, które zarabiają ponad 8 tys. zł miesięcznie. Najlepiej opłacani przekraczają próg już w styczniu i od lutego nie płacą tych składek w ogóle.

Według szacunków rządu, na które powołuje się gazeta, zniesienie limitu dotknęłoby 290 tys. osób. FUS zyskałby na tym dodatkowe 1,3 mld zł.

"Dziś jesteśmy w warunkach spowolnienia, szukamy zbilansowania - i długu publicznego, i deficytu - i jest pytanie, czy osoby mające wysokie dochody nie mogłyby w imię pewnej solidarności społecznej tej swej składki rentowej płacić większej" - powiedział Boni w rozmowie z radiową Trójką.

Zdaniem Boniego ten pomysł jest do rozważenia, jednak taka zmiana wymaga zgody w parlamencie. Zobaczymy, jak będzie wyglądała wcześniej debata w rządzie i z partnerami społecznymi - zaznaczył minister.

Wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska powiedziała w środę dziennikarzom, że nic nie wie na temat ewentualnego planu podwyższania składek rentowych. "W ministerstwie trwają prace dotyczące zmian w systemie finansów, których celem jest niedopuszczenie do osiągnięcia poziomu 55 proc. zadłużenia w relacji do PKB" - dodała.



Suchocka-Roguska wyjaśniła, że bez działań zmierzających do ograniczenia długu ryzyko przekroczenia progu 55 proc. jest duże. Po przekroczeniu tego progu rząd musi wdrożyć procedury zmierzające do ograniczenia wydatków.