Utratę pracy najbardziej przeżywają ludzie młodzi, którzy zajmowali wysokie stanowiska w firmach i doskonale zarabiali.
I to właśnie im najtrudniej jest przystosować się do nowych warunków – wynika z najnowszego raportu Fundacji Pedagogium. Równocześnie aż 70 proc. ankietowanych menedżerów deklaruje, że woli nie mieć pracy, niż przyjąć ofertę z niższą pensją.

Pensja nie starczy na kredyt

Zespół Fundacji Pedagogium pod kierownictwem prof. Mariusza Jędrzejki dotarł do 54 kierowników i wysokich rangą menedżerów z okolic Warszawy, którzy w ostatnim czasie zostali zwolnieni. W całej Polsce takich ludzi jest jednak znacznie więcej, prawdopodobnie kilkuset. Przez ostatnie lata to oni wybierali miejsce pracy i pensję. Zmieniali pracodawców i za każdym razem otrzymywali coraz lepsze pieniądze. Teraz są bez pracy. I nie przyjmują ofert poniżej ostatniej pensji. Prof. Mariusz Jędrzejko opowiada historię 32-letniej Barbary, która jako kierowniczka HR w międzynarodowej korporacji zarabiała 14 tys. zł. Gdy pół roku temu dostała wypowiedzenie, sądziła, że szybko znajdzie nową podobną pracę. Myliła się. Dostała wprawdzie ofertę zatrudnienia w administracji państwowej za nieco ponad 3 tys. zł na rękę, jednak nie przyjęła jej. Wyliczyła, że pensja nie starczyłaby jej nawet na spłacenie kredytu hipotecznego i samochodowego.
– Pytałem ją, dlaczego nie wzięła pracy, która pozwoliłaby jej spłacać chociaż jeden kredyt. Odpowiedziała mi, że wypadłaby z rynku i trudno byłoby jej potem wrócić na dyrektorskie stanowisko. Mówiła również, że w takiej pracy poniżej je kwalifikacji po prostu by zwiędła – opowiada prof. Jędrzejko.
Podobnie zareagował na utratę pracy 37-letni Ryszard, który mieszka w jednej z podwarszawskich miejscowości. – Samo utrzymanie – opiekunka, gospodyni, przedszkole dla dzieci – kosztuje nas 5 tys. miesięcznie, więc kiedy dostałem propozycję z banku za 3,5 tys. zł, odrzuciłem ją. Taka pensja starczyłaby mi jedynie na codzienne dojazdy do stolicy – przekonywał ankieterów. Na razie żyje ze zlikwidowanych inwestycji.



Fachowcy i gracze

Również 33-letni Jacek, który jako dyrektor zarządzający w dużej firmie zarabiał 14 tys. zł i dostawał jeszcze premię od obrotu, stanowczo zapowiada, że nie przyjmie żadnej pracy za mniej niż 8 tys. na rękę.
Zdaniem psychologa biznesu Jacka Santorskigo na polskim rynku funkcjonują dwa typy osób dobrze zarabiających: prawdziwi fachowcy oraz tzw. korporacyjni gracze. – Dla obu tych grup utrata pracy była bardzo bolesna, bo obecnie trudno jest znaleźć zatrudnienie na podobnym poziomie finansowym. Ale szczególnie trudna jest sytuacja drugiej grupy – mówi.
Dlaczego? Bo korporacyjni gracze zajmowali się bardziej dbaniem o dobry PR niż o wartość dodaną dla swojego pracodawcy. Sprytnie planowali, kiedy zmienić zajęcie, by na tym jeszcze zarobić, i zawsze trzymali, jak im się wydawało, ze zwycięzcami. W ten sposób bardzo szybko zapewnili sobie wysoki standard życia. Często niestety na kredyt.
– Uważali, że muszą mieć drogi samochód, świetne mieszkanie, najlepszy sprzęt oraz wakacje w egzotycznych krajach, bo to był wyznacznik przynależności do klasy wyższej. Po utracie pracy zostali z kredytami na 10 tys. zł miesięcznie. Przed nimi czarna dziura, ale nie chcą się do tego przyznać – mówi Jacek Santorski.
Właśnie dlatego byli kierownicy nie decydują się na gorszą pracę. Wolą się chwytać zleceń, niż w ogóle odejść z wyznaczonego kursu.
Psycholog Ewa Chalimoniuk uważa, że takie zachowanie jest bardzo niedojrzałe. – Ci ludzie zachłysnęli się wysokim standardem życia i teraz jak dzieci w fazie buntu mówią: jak nie dostanę tego, co chcę, to niczego nie biorę – przekonuje.

Nie napiszą CV

Co ciekawe, menedżerowie bez pracy nigdy nie zarejestrują się w urzędzie pracy jako bezrobotni, choćby po to, by mieć ubezpieczenie zdrowotne.
– Nawet wysyłanie swojego CV wydaje im się upokarzające. Mówią, że takie praktyki są dobre dla studentów, ale nie dla nich, którzy mieli jeszcze całkiem niedawno dziesiątki osób pod sobą. Oni rządzili i dyktowali warunki, więc trudno im teraz słuchać innych – opowiada psycholog Izabela Kielczyk, która pomaga osobom zwolnionym z pracy.



Pomoże rodzina?

Chociaż 80 proc. badanych przez Fundację Pedagogium oceniało swoją sytuację jako bardzo złą, woleli prosić o pomoc rodzinę, niż pójść do gorszej pracy.
– Najgorsze jest to, że z czasem ci ludzie coraz mniej aktywnie szukają nowego zajęcia. Twierdzą, że problemy mają charakter przejściowy i wszystko się w końcu ułoży. Połowa z nich wierzy, że znajdzie pracę za odpowiednie pieniądze – podsumowuje prof. Jędrzejko. Problem jednak w tym, że im dłużej byli menedżerowie nie mają pracy, tym mniej wierzą w siebie. – A kiedy są już pod ścianą, wolą założyć własną firmę. Choć najczęściej nie zarabiają więcej niż na dawnym stanowisku, to mają przynajmniej wrażenie, że nie utracili dawnego prestiżu, zachowali twarz. O wiele gorzej radzą sobie z utratą pracy mężczyźni – mówi Katarzyna Korpolewska, psycholog biznesu. Ale – przypomina – jest także druga strona medalu: pracodawcy nie chcą zatrudniać osób o zbyt wysokich kwalifikacjach. – Zdają sobie sprawę, że mają wysokie wymagania płacowe i prawdopodobnie będą szukać nowej pracy – wyjaśnia Korpolewska.