Choć rząd widzi same plusy swojej propozycji, zastrzeżenia zgłaszane przez zarządzających OFE czy ekspertów nie są bezzasadne.

ZALETY
Podstawowym plusem rządowej propozycji jest obniżenie dotacji do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS). To największy funduszu celowy, administruje nim ZUS. Projekt ustawy budżetowej na przyszły rok zakłada, że jego wydatki wyniosą 157,3 mld zł. A ze składek otrzyma niespełna 89 mld zł. To dlatego musi otrzymać dotację. Ta składa się z dwóch części. Pierwsza (37,9 mld zł) będzie przeznaczona na wypłatę świadczeń. Druga – to o nią właśnie rozgrywa się obecny spór – w wysokości 22,5 mld zł uzupełnia środki, które ZUS przekazuje do OFE (7,3 proc. od pensji).
Obniżenie składki do OFE – z 7,3 proc. do 3 proc. – pozwoli ministrowi finansów obniżyć tę drugą dotację o 13 mld zł. Nie będzie więc musiał na tę kwotę emitować obligacji. A to obniży o 1 pkt proc. deficyt sektora finansów publicznych, który w przyszłym roku może dojść do 7 proc. PKB. A ma wynosić 3 proc., jeśli chcemy wejść do strefy euro.
Niższa składka do OFE może też oznaczać niższe opłaty dla ich klientów. Obecnie od każdej składki powszechne towarzystwa emerytalne (PTE) zarządzające OFE pobierają prowizję. Wynosi ona do 7 proc. i wszystkie PTE (poza Allianz) stosują tę stawkę. To dlatego rząd zdecydował, że od nowego roku wyniesie on do 3,5 proc.
– Jeśli składka zostanie w ZUS, to będzie w całości zaksięgowana na koncie ubezpieczonego – tłumaczy Marek Bucior, wiceminister pracy i polityki społecznej.
To, jego zdaniem, spowoduje że emerytury będą wyższe. Jednak jak mówią oponenci, także ZUS ponosi koszty obsługi kont. W tym roku jego działalność będzie kosztować 3,4 mld zł. Te pieniądze nie pochodzą bezpośrednio ze składek, ale z podatków.
WADY
Niższa składka do OFE oznaczają, że więcej pieniędzy na emeryturę trafi do ZUS. Wzrosną więc jego zobowiązania w przyszłości. Teraz do ZUS trafia 63 proc. składki, a ma trafiać 85 proc. Roszczenie wobec ZUS, który finansuje świadczenia z bieżących składek pracujących osób, będą więc wyższe. Z drugiej strony dzięki temu obecnie pracujące pokolenie poniesie niższe koszty reformy emerytalnej. Do tej pory wpłaciliśmy od 1999 r. do OFE – to jej koszt – 134,3 mld zł.



Taki zabieg zwiększa ryzyko ubezpieczonych, że politycy, którym będzie brakować na sfinansowanie świadczeń, nie dotrzymają w przyszłości słowa i nie wypłacą ich w wysokości odpowiadającej poniesionym kosztom. Jeśli duża część świadczenia pochodziłaby z OFE, to politykom byłoby to trudniej zrobić.
– Ponad 14 mln klientów OFE czuje, że to ich pieniądze i rzeczywisty, dziedziczny kapitał, z którego będzie finansowana emerytura – przekonuje Paweł Pytel, prezes Aviva PTE.
Więcej pieniędzy w ZUS może, choć nie musi, oznaczać też niższe emerytury
– W dłuższej perspektywie opłaca się oszczędzać na rynku kapitałowym. Stopy zwrotu są wyższe – przekonuje Wiktor Wojciechowski w Fundacji FOR.
ZUS z kolei waloryzuje co roku wpływające do niego pieniądze na emeryturę, uwzględniając inflację i dynamikę wpływu składek. Z symulacji wynika, że emerytura osoby, która całe życie będzie oszczędzać w dwóch filarach, będzie pochodzić mniej więcej po połowie z ZUS i OFE. A przecież do OFE trafia mniej pieniędzy.
Minusem rozwiązań proponowanych przez rząd może też być osłabienie rynku kapitałowego. OFE w akcjach ulokowały 50 mld zł. Oprócz tego stanowią swoisty stabilizator giełdy, bo inwestują długofalowo.
Problemem z szybkim wdrożeniem zmian może też być nieprzygotowanie do tego ZUS
Rząd zyskując około 13 mld zł rocznie, będzie też zdecydowanie mniej zdeterminowany do wprowadzenia koniecznych, ale niepopularnych reform, takich jak np. wydłużenie wieku emerytalnego kobiet, funkcjonariuszy i żołnierzy czy podniesienie składek do KRUS.