Brak niezbędnych pomocy naukowych, puste biblioteki, wyposażenie, które lata świetności ma już dawno za sobą - to codzienność wielu polskich szkół, pisze "Metro".

Jednym z najważniejszych argumentów, który podnosili przeciwni reformie oświaty rodzice, buntujący się przeciw wysyłaniu sześciolatków do szkół, było fatalne wyposażenie placówek. Opiekunów martwił brak pomocy dydaktycznych, materiałów do nauki, zabawek, a nawet sprzętów klasowych. Potwierdzili to dyrektorzy szkół, którzy wzięli udział w międzynarodowym badaniu edukacyjnym TALIS.

Aż 52 proc. (niemal dwukrotnie więcej, niż wyniosła międzynarodowa średnia) dyrektorów skarży się, że brakuje pomocy dydaktycznych, a połowa badanych uważa, że niewystarczające jest też pozostałe wyposażenie w ich szkołach.

Nie inaczej jest z bibliotekami

Sytuacje, w których czytelnia dysponuje zaledwie kilkoma egzemplarzami lektury obowiązkowej, najczęściej mocno zniszczonymi, to norma. Na pustki w bibliotekach skarży się aż 46 proc. dyrektorów.