Zaczyna się od wyniesienia firmowego papieru do drukarki. Potem firmowe vouchery na taksówki wykorzystuje się do prywatnych podróży, a z samochodów należących do przedsiębiorstwa przelewa się benzynę do prywatnego.
Skończyć może się jak w Szczecinie, gdzie pracownicy Kauflandu ukradli ze sklepu towar o wartości 700 tys. zł. Według najnowszego badania firmy doradczej Euler Hermes aż 9 na 10 polskich firm jest okradanych przez pracowników.
30 października olsztyńscy policjanci zatrzymali 31-letniego Piotra O. Mężczyzna ukradł firmowy towar o wartości ponad 6 tysięcy złotych. 17 października policjanci ze Zgorzelca aresztowali sprzedawczynię z sklepu Żabka: 26-letnia kobieta okradła swojego pracodawcę ze 1053 zdrapek losowych o wartości prawie 2 tys. zł. 10 października po kilku dniach śledztwa policja z Piekar Śląskich znalazła winnego ogromnych strat w tamtejszej firmie informatycznej. Okazało się, że jeden z zatrudnionych w niej informatyków nie tylko wyniósł warte blisko 3 mln zł informacje dotyczące produkcji, ale jeszcze zatrudnił się u konkurencji.
To tylko kilka przypadków pracowniczych kradzieży z ostatnich dni. Jak Polska długa i szeroka pracownicy okradają swoje firmy, a kryzys gospodarczy jeszcze zwiększył liczbę takich przestępstw. Według przygotowywanego przez firmę konsultingową Euler Hermes raportu do strat przyznaje się aż 92 proc. ankietowanych przedsiębiorców. Tymczasem w podobnym badaniu przeprowadzonym jesienią ubiegłego roku poszkodowana była zaledwie połowa firm.

Poszukiwanie winnego

– Pracownicy okradający firmę to ogromny i wstydliwy problem – opowiada szef kadr w jednej z największych polskich firm doradczych, który nie zgodził się podać swojego nazwiska. – Ostatnio musieliśmy o 1500 złotych zmniejszyć pensje kilku naszych kierowców. Ci w ramach zemsty zaczęli odlewać benzynę z firmowych aut. Sprawa oczywiście się wydała i pożegnaliśmy się z tymi pracownikami. Nie zgłosiliśmy sprawy na policję tylko dlatego, że zaszkodziłoby to wizerunkowi naszej firmy. Bo przecież to my zatrudniliśmy na tyle złych pracowników, że wpadli na pomysł oszustwa – mówi.
Kradzieże w polskich przedsiębiorstwach to codzienność, choć trudna do odkrycia. Kierownicy w jednej z firm papierniczych spostrzegli, że dzieje się coś złego dopiero po kolejnym przegranym przetargu. Co ciekawe, konkursy przegrywali zawsze z tym samym konkurentem. Zaś różnica w cenie, którą proponowano klientowi, była zawsze niewielka. Kierownictwo firmy zaczęło podejrzewać, że konkurencja musi mieć w ich firmie kreta, który przekazuje ceny ofert przetargowych. Wynajęli więc informatyków śledczych, by wytropić nielojalnego pracownika. Udało się to dzięki fragmentom stron internetowych, jakie pozostały na dysku twardym komputera jednego z pracowników. – Działał bardzo sprytnie. Był zapalonym graczem gry sieciowej Ogame. Ale z pozoru niewinne kontakty z innymi graczami służyły mu do przekazywania ważnych dla firmy danych – opowiada Zbigniew Engiel z Mediarecovery, firmy zajmującej się informatyką śledczą. On sam pamięta też przypadek, gdy w jednej z firm ktoś wykradł całą bazę klientów i przekazał ją konkurencji. Przeczesując komputery, informatycy zorientowali się, że baza danych została zgrana na CD. Udało im się też ustalić, z czyjego komputera. Pracownika zwolniono. – Takich przypadków jest coraz więcej, a kradzież przestała się już kojarzyć z wynoszeniem sprzętu. Ale najgorzej jest, gdy dochodzi do kradzieży wiedzy czy poufnych danych. Wtedy straty mogą iść w miliony – mówi Bartosz Pikuła, kierownik biura ubezpieczeń ryzyka sprzeniewierzeń z Euler Hermes.



Pracodawcy się bronią

Aby nie dopuścić do takich sytuacji, pracodawcy próbują się zabezpieczać. Jak wynika z danych przytaczanych przez rzecznika praw obywatelskich, już dwie trzecie polskich firm decyduje się w taki czy inny sposób kontrolować swoich pracowników. A wraz z postępem techniki ta inwigilacja jest coraz bardziej dogłębna. Normą jest więc już sprawdzanie mejli, korespondencji listownej, instalowanie kamer, blokowanie prywatnej poczty i serwisów społecznościowych. Zdarza się również montowanie nadajnika GPS w telefonie pracownika czy w samochodzie służbowym. Firmy stosują także programy komputerowe, dzięki którym wiedzą nie tylko, na jakie strony wchodzi pracownik, ale też ile danych ściągał. Mogą również prześledzić każdy jego krok w internecie. Oko Szefa, PC Szpieg – to niektóre z różnych programów komputerowych, dzięki którym można zyskać informacje o swoich pracownikach: z kim rozmawiali na czacie i co pisali na Gadu-Gadu.
Nielegalne formy inwigilacji pracowników
Nie każdy rodzaj inwigilacji pracownika jest legalny. Przedsiębiorcy, którzy chcą np. kontrolować pocztę elektroniczną pracownika, śledzić za pomocą oprogramowania jego pracę na komputerze lub stosować monitoring pomieszczeń, w których on przebywa, powinni najpierw poinformować podwładnego o zastosowaniu konkretnej formy kontroli. Muszą także ustalić reguły jej działania. Jeśli tego nie zrobią, pracownik może przed sądem dochodzić roszczeń z tytułu naruszenia dóbr osobistych lub zwrócić się ze skargą do generalnego inspektora ochrony danych osobowych (GIODO).
Pracownik, którego dobro osobiste zostało naruszone, może m.in. żądać od pracodawcy zadośćuczynienia. Rozmiar szkody, jaką poniósł z powodu inwigilacji, musi ustalić sąd. Na przykład jeżeli kontrolowana jest poczta elektroniczna, sąd musi wziąć pod uwagę dwie sprzeczne ze sobą zasady: ochronę tajemnicy korespondencji oraz właściwego użytkowania mienia powierzonego przez pracodawcę.
Czasem potrzebna jest zgoda pracowników na zastosowanie niektórych form kontroli. Pracodawca nie może nikogo zmusić np. do poddania się testom na wykrywaczu kłamstw ani przeprowadzić badania stanu trzeźwości. Wolno mu jednak wezwać policję, która może przeprowadzić takie badania.
92 proc. firm skarży się na kradzieże i oszustwa swoich pracowników. W ubiegłym roku było ich o połowę mniej.