NFZ zapowiedział, że jeżeli oddziały szpitalne nie spełnią wymogów kadrowych i sprzętowych, w 2010 roku nie będą mogły wykonywać świadczeń. W efekcie pacjenci będą stać w jeszcze dłuższych kolejkach.
Ostatnie informacje z NFZ wskazują, że jest on bliski rozwiązania problemu deficytu środków na 2010 rok. Pomocna w tym jest niedawno uchwalona tzw. ustawa koszykowa. Biorąc pod uwagę jej zapisy, Fundusz zapowiada, że nie będzie kontraktował określonych świadczeń w przypadku, jeśli oddziały szpitalne nie spełnią wszystkich wymogów kadrowych i sprzętowych. Skoro bowiem został ustalony obligatoryjny standard usług medycznych, to wykonywać mogą je tylko ci, którzy dokładnie spełniają wszystkie wymagania.
Do tej pory NFZ uwzględniał realia polskich placówek ochrony zdrowia, a w przypadku występowania tego typu braków kontraktował usługi po obniżonych cenach. Okoliczność ta nie stanowiła jednocześnie przeszkody w wykonywaniu potrzebnych usług medycznych. O tym, że są one nadal niezbędne, świadczy np. liczba zrealizowanych nadwykonań, za które szpitale nie otrzymują zapłaty.
Od stycznia 2010 r. ma być inaczej. W praktyce oznacza to, jeśli zapowiedzi miałyby się potwierdzić, że część oddziałów musi być zlikwidowana, a personel zwolniony. W województwie łódzkim, w niektórych szpitalach marszałkowskich np. mogą zniknąć m.in. oddziały nefrologiczne, pediatryczne, ortopedyczne czy oddział neurochirurgii w przypadku placówki kierowanej przeze mnie (Woj. Szpital Specjalistyczny w Zgierzu – red.) pełniący ostre dyżury dla całej aglomeracji. Głównie ze względu na brak pieniędzy nie wszystkim udało się bowiem w krótkim czasie uzupełnić sprzęt.
Nie udało się też zlikwidować niedoboru specjalistów, żeby sprostać normom kadrowym. Warto zaznaczyć, że wymagany przez NFZ angiograf na oddziale neurochirurgii kosztuje około 4 mln zł. Na taki zakup nie stać szpitala, a w krótkim czasie nie może tego zrobić nawet marszałek województwa.
Nie wiem, czy NFZ zdaje sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji podjętych decyzji. Mam nadzieję, że dokonał bilansu potrzeb w skali kraju i regionów w zakresie usług medycznych, które będą musiały zostać ograniczone lub zlikwidowane.
Trzeba więc zapytać: o co tak naprawdę chodzi? Otóż, chodzi o oszczędności finansowe w nadchodzącym roku. Czy jednak, oprócz NFZ, pozostałe instytucje odpowiedzialne za funkcjonowanie ochrony zdrowia na danym terenie, czyli samorządy i wojewodowie, zgodzą się na wymuszony proces ograniczania zakresu opieki zdrowotnej. Co mogą zrobić, żeby do tego nie doszło?
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną okoliczność. Informacja o stanowisku NFZ dotarła do szpitali w I dekadzie września. To oznacza, że do końca tego miesiąca dyrektorzy szpitali, których problem dotyczy, muszą wręczyć niektórym pracownikom wypowiedzenia. Fundusz zapowiada, że nie będzie, jak dotychczas, finansował świadczeń przez trzy miesiące po wygaśnięciu umowy. Opóźnienie w podjęciu koniecznych działań oznacza więc dodatkowe koszty utrzymywania personelu, których nikt nie zwróci.
Wszystko wskazuje więc na to, że na nowych rozwiązaniach NFZ stracą zarówno publiczne placówki ochrony zdrowia, jak i pacjenci, którzy się do nich nie dostaną.