Tylko 17 proc. polskich lekarzy pracuje wyłącznie w wymiarze jednego etatu. Brak specjalistów powoduje, że szpitale zatrudniają ich, mimo że ci nie zawsze pracują wykazywaną liczbę godzin. NFZ może nałożyć karę grzywny na świadczeniodawcę nieprzestrzegającego harmonogramu pracy lekarzy.
Z badania przeprowadzonego w tym roku przez portal internetowy Konsylium 24.pl wynika, że aż 10 proc. lekarzy przyznaje się, że pracuje ponad 92 godziny tygodniowo. To ponad 13 godzin na dobę. Rekordzistom udaje się przepracowywać nawet 240 godzin w ciągu tygodnia. Potwierdzają to kontrole przeprowadzane przez poszczególne oddziały NFZ.
Świadczeniodawcy, którzy podpisują kontrakty z Funduszem, muszą przedstawiać mu harmonogramy pracy poszczególnych specjalistów. I tu pojawia się problem, bo okazuje się, że bardzo często lekarze pracujący w kilku placówkach jednocześnie przyjmują chorych w tym samym czasie.
O tym, że lekarze nie zawsze są w pracy w godzinach, w których powinni przyjmować pacjentów, wiedzą również ich pracodawcy. Jak tłumaczą, wyrażają na to zgodę, bo w większości regionów brakuje specjalistów. Takie postępowanie lekarzy powoduje jednak, że pacjenci czekają w coraz dłuższych kolejkach.

W dwóch miejscach jednocześnie

Wśród lekarzy pracujących najdłużej najliczniejszą grupę stanowią lekarze najmłodsi, którzy mają staż pracy nie dłuższy niż siedem lat. Część z nich może wykazać, że pracuje nawet kilkaset godzin tygodniowo, bo teoretycznie w tym samym czasie udziela świadczeń w kilku miejscach. W praktyce tylko w jednym.
– Kontrolę harmonogramów czasu pracy lekarzy przeprowadzamy co roku. Tylko w ostatniej stwierdziliśmy, że w 42 przypadkach lekarze pracowali w tym samym czasie w dwóch różnych placówkach – mówi Marek Staszewski, zastępca dyrektora ds. ekonomiczno-finansowych opolskiego NFZ.
Także łódzki oddział NFZ skontrolował harmonogramy pracy lekarzy. Tym razem zajął się specjalistami z placówek rehabilitacyjnych. Okazało się, że ponad połowa przychodni w województwie ma pracowników, którzy w tym samym czasie pracują w kilku miejscach. Na dwa tysiące osób 78 miało 2–2,5 etatu, 128 pracowało od 2,5 do 3,5 etatu, a 57 osób od 3,5 do 8 etatu. Rekordzista był zatrudniony aż w 25 przychodniach.



Ale nie tylko nakładanie się harmonogramów czasu pracy tych samych pracowników u różnych pracodawców wykazują kontrole NFZ. Zdarzają się również przypadki lekarzy, którzy kończąc pracę o określonej godzinie u jednego pracodawcy, teoretycznie rozpoczynają pracę u innego, oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów.
– Informują nas o tym również pacjenci zapisywani na daną godzinę do specjalisty, który rozpoczyna jednak ich przyjmowanie godzinę później – mówi Jacek Kopocz, rzecznik śląskiego NFZ.

Fundusz płaci

Fikcyjne harmonogramy czasu pracy lekarzy powodują, że NFZ dwa razy kontraktuje wykonanie tego samego świadczenia. Obydwa zakłady wykazują bowiem, że dany lekarz przyjął pacjentów w tych samych godzinach, a jest to niemożliwe.
– Zgodnie z naszymi standardami lekarz ma 15 minut na przyjęcie jednego pacjenta. Jeżeli się spóźnia albo nie ma go w zakładzie opieki zdrowotnej, mimo że z harmonogramu jego czasu pracy wynika, że powinien tam być, to placówka ta nie wykonuje kontraktu. A NFZ płaci za leczenie pacjentów, którym nie została udzielona porada – dodaje Marek Staszewski.
Jeżeli Fundusz udowodni świadczeniodawcy, że harmonogram pracy lekarzy nie jest przestrzegany, to może nałożyć na niego karę grzywny w wysokości od pół do dwóch procent wartości kontraktu. To oznacza, że kara jest tym wyższa, im większa jest wartość umowy z NFZ.



Bo brakuje kadry

Środowisko medyczne, uważa, że to zbyt ostre wymagania kadrowe Funduszu, ale także limitowanie świadczeń zdrowotnych wymusza na nich praktyki nie zawsze zgodne z prawem.
– Przecież chcąc spełnić wszystkie wymogi NFZ dotyczące tego, ilu specjalistów musi pracować na konkretnych oddziałach albo którzy z nich mogą wykonywać dane badania, musiałbym zamknąć część oddziałów – mówi GP anonimowo dyrektor jednego ze szpitali z województwa podlaskiego.
Do tego dochodzą problemy ze znalezieniem odpowiednich specjalistów. Na początku tego roku szpital w Rawiczu wyznaczył nawet nagrodę finansową dla tego, kto przyprowadzi specjalistę, który podejmie w szpitalu pracę na stałe. Dopiero po takim nagłośnieniu sprawy udało się znaleźć chętnego.
– Problem nakładania się czasu pracy lekarzy u różnych pracodawców to skutek coraz większych braków kadrowych. Jest to problem systemowy wynikający m.in. z wieloletnich zaniedbań w dziedzinie szkolenia nowych kadr medycznych – uważa Mariusz Jędrzejczak, pełniący obowiązki dyrektora Specjalistycznego Szpitala w Zgierzu.
– NFZ powinien kontrolować liczbę faktycznie wykonanych usług przez placówki zdrowia, a nie, w jakim odbyło się to czasie. Przecież on kontraktuje świadczenia, a nie czas pracy lekarzy. Kontrolą jego przestrzegania niech zajmą się pracodawcy – uważa Tomasz Korkosz, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej.

Dłuższe kolejki

Na naruszaniu czasu pracy przez lekarzy najbardziej tracą pacjenci. Jeżeli lekarz spóźnia się do przychodni tylko o jedną godzinę, to już nie przyjmie czterech pacjentów. Muszą więc zapisywać się do niego ponownie albo udzielenie im porady zostaje przesunięte na inną godzinę lub dzień. To tylko powoduje wydłużenie kolejek do specjalistów. Na przykład, na wizytę do okulisty w niektórych regionach kraju czeka się już nawet pół roku.
118 tys. lekarzy posiada prawo wykonywania zawodu