Na ostatnim posiedzeniu Rada Służby Publicznej oceniała postępowanie kwalifikacyjne na urzędnika mianowanego. Zdało je tylko 22 proc. osób. Zdający uważają, że to wina zbyt wysokich kryteriów.
- Niekoniecznie. Ważne jest bowiem, aby status urzędnika otrzymali najlepsi z najlepszych. Tymczasem z moich obserwacji, jako członka komisji rekrutacyjnej do Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, wynika, że tych dobrych można wyłuskać tylko z dużej liczby kandydatów.
Liczba chętnych powinna przekraczać kilkakrotnie liczbę miejsc. W tym roku jednak limit mianowań wynosił 3 tys., ale chętnych było kilka razy mniej. Kryteria zatem mogą być wysokie. Jednak pod warunkiem, że są ustalane w porozumieniu z instytucją odpowiedzialną za egzamin. Dlatego należy jeszcze raz zastanowić się nad zmianą regulacji prawnych, ale biorąc pod uwagę opinię KSAP.
■ Może praca w administracji przestała być atrakcyjna?
- W ostatnim czasie spada liczba chętnych do KSAP, a szefowe urzędów mają problem ze znalezieniem właściwego kandydata na dane stanowisko. Trudno bowiem znaleźć kogoś dobrego za 2 tys. zł brutto. Dlatego nie można oszczędzać na administracji. Zarobki w sektorze publicznym drastycznie odbiegają od tych w sektorze prywatnym. Jeśli ta sytuacja się utrzyma, grozi nam masowy odpływ dobrych pracowników z urzędów.
■ Rząd realizuje program: Tanie państwo.
- Tanie państwo to takie, które nie tworzy zbędnych stanowisk, nie wydaje funduszy na rzeczy niepotrzebne. Może jednak dobrze płacić fachowcom, którzy zapewnią sprawne funkcjonowanie administracji. Polska powinna postępować zgodnie z powiedzeniem: biednego nie stać na tanie rzeczy. Jesteśmy krajem niezamożnym, który nie może pozwolić sobie na kupowanie tanich urzędników.
Notowała Jolanta Góra
Krzysztof Kiciński, przewodniczący Rady Służby Publicznej / DGP