Wzrost płac oraz wysoka ściągalność składek spowodowały, że pod koniec tego roku Fundusz Ubezpieczeń Społecznych będzie miał 700 mln zł nadwyżki.

W Polsce nie byłaby możliwa terminowa wypłata rent i emerytur oraz innych świadczeń, gdyby nie dotacja z budżetu do Funduszy Ubezpieczeń Społecznych (FUS).
- Rocznie dopłaca on do Funduszu 40 mld zł. Zakładamy jednak, że pod koniec roku nadwyżka wpływów nad wydatkami wyniesie 700 mln zł. Równocześnie planujemy, że nasze zadłużenie w bankach komercyjnych spadnie do zera - mówi Mirosława Boryczka, wiceprezes ZUS.
Jednak już w 2008 roku sytuacja się pogorszy, bo o 12 mld zł zmniejszą się wpływy z powodu obniżenia wysokości składki rentowej.
- Dodatkowo likwidacja tzw. starego portfela spowoduje wzrost wydatków o 2,2 mld zł, a waloryzacja świadczeń wypłacanych przez ZUS o 5,2 mld zł. Do tego jeszcze trzeba dodać 900 mln zł. Tyle będzie bowiem kosztować wydłużenie o rok prawa do przechodzenia na wcześniejsze emerytury - dodaje Mirosława Boryczka.
Powodem niedoboru w FUS jest fakt, że każdego roku wzrasta liczba emerytów i rencistów przypadających na 100 osób pracujących. Oznacza to, że więcej pieniędzy jest wypłacanych w formie świadczeń niż wynoszą wpływy z tytułu składek. W 1997 roku na 100 pracujących świadczenie emerytalne i rentowe pobierało 45 osób. Jednak w 2006 roku liczba osób nieaktywnych zawodowo wzrosła do 58.
- Optymalnym rozwiązaniem jest taka sytuacja, kiedy na dwóch pracujących przypada tylko jeden emeryt. Jednak, jeśli na jednego płacącego składki na ubezpieczenie społeczne będzie przypadał jeden emeryt, dojdzie do katastrofy systemu emerytalnego - ostrzega Paweł Wypych, prezes ZUS.
Według niego, dodatkowo sprawę komplikuje fakt, że prognozy demograficzne są wyjątkowo niekorzystne. Niewielkie są także wpływy na Fundusz Rezerwy Demograficznej (FRD). Został on powołany do uzupełnienia niedoborów funduszu emerytalnego w przypadku spadku liczby osób w wieku produkcyjnym w stosunku do uprawnionych do świadczeń emerytalnych. W 2008 roku, który będzie ostatnim rokiem gromadzenia środków na FRD, na jego koncie znajdzie się prawie 5 mld zł.
- Rząd będzie musiał podjąć decyzję, co zrobić z tymi środkami - dodaje Mirosława Boryczka.
BOŻENA WIKTOROWSKA