Członkowie korpusu służby cywilnej mogą w tym roku nie otrzymać zagwarantowanego przez ustawę dodatku specjalnego. Pensje nauczycieli w przyszłym roku mogą wzrosnąć maksymalnie o 5 proc., a nie, jak chcą związki, o 10 proc. Prawie 50 tys. pracowników ZUS otrzyma niższe niż tegoroczne, 4-proc., podwyżki.
Komisja Trójstronna rozpoczyna dzisiaj prace nad średniorocznym wskaźnikiem wzrostu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej. Rząd proponuje, aby wyniósł on 1 proc. Ma więc być na takim samym poziomie jak prognozowany poziom inflacji. Ponad 0,5 mln pracowników wynagradzanych bezpośrednio z budżetu nie otrzyma więc de facto podwyżek. Ich płace zachowają jedynie realną wartość. Dla porównania, w ubiegłym roku ich pensje wzrosły o 3,9 proc. Wszystko wskazuje na to, że podobnie jak w latach poprzednich w KT nie dojdzie do porozumienia, bo związki domagają się wyższego wzrostu płac. Wskazują m.in., że inflacja będzie znacznie wyższa od prognozowanej przez rząd.
W nieco lepszej sytuacji są inne grupy pracowników wynagradzanych za pośrednictwem budżetu, których podwyżki płac są ustalane w odrębny sposób. Na wyższe niż 1-proc. podwyżki mogą liczyć m.in. pracownicy ZUS i nauczyciele.
Mundurowi chcą więcej
Średnioroczny wskaźnik wzrostu wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej dotyczy państwowych jednostek budżetowych, państwowych zakładów budżetowych oraz gospodarstw pomocniczych. W ich skład wchodzą m.in. służby mundurowe czy osoby zatrudnione w służbie cywilnej (SC). Na 1-proc. wzrost płac w 2010 roku mogą więc liczyć osoby zatrudnione w służbach mundurowych.
– Niedopuszczalna jest propozycja podwyżek, która moim zdaniem będzie niższa od inflacji – mówi Wiesław Siewierski, przewodniczący Forum Związków Zawodowych.
Dodaje, że podczas posiedzenia KT, jeśli nie zapadnie propozycja wzrostu płac przynajmniej o 3,4 proc., nie będzie zgody na zawarcie porozumienia. A brak zgodny jednej ze stron zasiadających w KT oznacza, że rząd samodzielnie podejmie ostateczną decyzję o wzroście płac. Do Sejmu trafi więc zapewne projekt ustawy budżetowej zakładający 1-proc. podwyżki.
Urzędnicy bez dodatku
Żądania związków dotyczące podwyżki przyszłorocznych płac to niejedyne zmartwienie rządu. Osoby zatrudnione w SC do tej pory nie otrzymały jeszcze gwarantowanego ustawą dodatku specjalnego. W ubiegłym roku na pracownika przypadało średnio 87 zł i na ten cel było przeznaczone 160 mln zł.
– Mimo że ustawa gwarantuje pracownikom wypłacenie tego dodatku, nie jest w ogóle pewne, czy środki zagwarantowane w budżecie specjalnie na ten cel zostaną wypłacone – wskazuje Tomasz Ludwiński, przewodniczący Rady Sekcji Krajowej Pracowników Skarbowych NSZZ Solidarność.
Jego zdaniem z uwagi na to, że dodatek ten ma być w przyszłym roku zlikwidowany, może on zostać w ogóle niewypłacony w tym roku. Rząd zapewnia jednak, że tak się nie stanie.
– Czekamy na decyzje resortu finansów dotyczącą korekty budżetu na ten rok – mówi Sławomir Brodziński, szef służby cywilnej.
Podkreśla, że dopiero wtedy będzie wiadomo, ile środków zostanie na wypłatę dodatku. Szef służby cywilnej zapewnia, że podobnie jak w tym roku także w przyszłym zostanie utworzona specjalna rezerwa celowa na wynagrodzenia urzędników.
– Pensje urzędników od wielu lat nie rosną, a nawet jeśli tak jest, to wzrosty są poniżej inflacji – wskazuje Tomasz Ludwiński.
Dodaje, że szacowana przez rząd 1-proc. inflacja nie będzie odzwierciedlać realnego wzrostu cen i dlatego zarobki powinny wzrosnąć przynajmniej o 3 proc.
Mniej dla pracowników ZUS
Wśród osób wynagradzanych za pośrednictwem budżetu są też pracownicy ZUS. Otrzymują oni pensje ze specjalnego odpisu z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, ale Fundusz ten jest dotowany z budżetu. W tym roku otrzymali 4-proc. podwyżki. Obecnie w ZUS jest tworzony plan finansowy na przyszły rok. Decyzja o wzroście funduszu wynagrodzeń jeszcze nie zapadła. Wynagrodzenia są jednak co roku negocjowane przez związki z prezesem ZUS.
– Ewentualne podwyżki dla pracowników są uzależnione od parlamentu, który określa wysokość budżetu ZUS. Wpływ na to mają też negocjacje ze związkami zawodowymi – mówi Przemysław Przybylski, rzecznik ZUS.
Dodaje, że w przyszłym roku przewidziane są podwyżki dla pracowników, ale nie w takiej wysokości jak w tym. Związki zawodowe ZUS przyznają, że ze względu na kryzys trudniej będzie wynegocjować podwyżki dla pracowników.
– Jeśli będą upadać firmy, to nie będzie składek na ubezpieczenia społeczne, a to oznacza mniejsze wpływy do ZUS – zauważa Tadeusz Nowakowski, przewodniczący związków zawodowych.
Według niego przyszłoroczne podwyżki powinny przynajmniej rekompensować tegoroczną inflację i nie powinny być niższe niż 3 proc.
Nauczyciele domagają się najwięcej
W najlepszej sytuacji są nauczyciele, których związki zawodowe odrębnie negocjują z rządem wzrost płac. W trakcie pierwszego spotkania, które odbyło się w ubiegłym tygodniu, nie udało się nic ustalić. Kolejne jest planowane na początek sierpnia. Związki powołują się jednak na ubiegłoroczne obietnice rządu, który zapewnił, że podwyżki w 2010 roku będą na takim samym poziomie jak tegoroczne. A w tym roku nauczyciele otrzymają dwie podwyżki po 5 proc. – w styczniu i wrześniu.
– Nie zgadzamy się na niższe podwyżki niż 10 proc. od stycznia przyszłego roku – mówi Andrzej Antolak z Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność.
Jego zdaniem rząd będzie chciał zaproponować nauczycielom podwyżki, rozpoczynając rozmowy od 1 proc. podwyżki kwoty bazowej, a górną granicą ma być 5 proc. Podobnie uważa Sławomir Wittkowicz, przewodniczący branży nauki, oświaty i kultury Forum Związków Zawodowych.
– Związki rozumieją trudną sytuację państwa, ale nie zgadzają się, aby pracownicy państwowej sfery budżetowej mieli sfinansować skutki kryzysu, którego nie wywołali – mówi Sławomir Wittkowicz.
Komentarze (31)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeTo ja sam buduję sobie przyszłość - duża działka i rozbudowywany budynek z pokojami do wynajęcia.
Te wasze potracenia z płac są topione w politycznej studni bez dna przez nieudaczników.
I to nie wina konkretnej grupy zawodowej że jest kiepsko, a systemu i tych, którzy go kształtują. A jeśli są grupy zawodowe, które potrafią się zjednoczyć i walczyć o godny byt, to chwała im za to.
Masz świętą rację u nas nadal panuje patriarchat.
Odbieranie dodatków i przywilejów bez podniesienia wynagrodzenie jest de facto jego obniżeniem. Dlaczego premier, jego ministrowie, posłowie nie dali dobrego przykładu i nie zaczęli od siebie? Banda hipokrytów i szkodników, którym płacimy ogromne pieniądze po to, zeby mogli zadbać wyłącznie o swoje interesy. Niskie wynagrodzenia oznaczają niskie składki emerytalne,a w efekcie los dziada na emeryturze.
Nie chciało się nosić teczki, trzeba ciągnąć dziś woreczki..
do kogo te pretensje
Natomiast dla dobra 'mojej firmy' to ja już od 25 lat zaciskam pasa i znosząc cierpkie uwagi męża, regularnie dokładam z własnej kieszeni. Cały swój warsztat pracy wyposażam z własnej kieszeni - szkoła nie daje pracownikowi nic, nawet złamanego ołówka. Żeby lekcje były sprawnie prowadzone oraz atrakcyjne, drukuję materiały na własnej drukarce, tacham swój laptop i swój projektor. Pracuję ponad 40 godzin tygodniowo (udowodnione w rozliczeniu - tzw. arkusz analizy pracy własnej), w tym 18 to są zajęcia dydaktyczne, czyli występy przy tablicy. Jako nauczyciel języka angielskiego, uczę konkretnych umiejętności. Moi uczniowie osiągają na maturze wyniki ponad średnią krajową. I co z tego? 25 lat cierpliwie czekam na to, kiedy hojne dla niektórych grup (np. posłów) i nieludzko skąpe dla innych (emeryci) państwo zacznie płacić godziwie. Przyznam, ze moja cierpliwość własnie się kończy.