Małe i średnie przedsiębiorstwa mają utrudniony dostęp do unijnych dotacji na szkolenia. Firmy ubiegające się o dofinansowanie z UE muszą się wykazać odpowiednią kondycją finansową. Wymogi sprawozdawcze zwiększają koszty uzyskania przez przedsiębiorców unijnego wsparcia.
W czasach kryzysu, gdy firmy mają utrudniony dostęp do finansowania, szansą na pozyskanie dodatkowych pieniędzy mogą być środki unijne. Są one szczególnie atrakcyjne dla firm rozwijających się, które chcą inwestować w wiedzę pracowników i menedżerów. O dotację mogą ubiegać się zarówno przedsiębiorcy na szkolenie własnych pracowników, jak i firmy szkoleniowe.
Jedni i drudzy skarżą się jednak na finansowe i formalne bariery, które napotykają, ubiegając się o pomoc.

Projekty nie dla małych

Dla niewielkich firm główną barierą są wysokie minimalne wartości projektów. Wynoszą od 50 tys. do 400 tys. zł. Dla wielu z nich jedynym sposobem dofinansowania szkoleń pracowników jest więc ich delegowanie na szkolenia, realizowane przez zewnętrzne firmy.
Teoretycznie nie ma żadnych przeszkód, aby średnie przedsiębiorstwa korzystały z tzw. szkoleń szytych na miarę, tj. przygotowanych specjalnie dla nich przez firmy szkoleniowe. Mogą też same pisać odpowiednie projekty. Jednak, jak udowodniły tegoroczne konkursy organizowane przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP), dofinansowanie z UE jest dla nich trudno dostępne.
– Zdecydowana większość projektów zamkniętych, czyli przygotowanych na potrzeby konkretnego przedsiębiorstwa, jest adresowana do dużych firm. Martwi nas to, że mało średnich firm korzysta ze szkoleń szytych na miarę – mówi Daniel Nowak z PARP.
Jego zdaniem powodem mniejszej aktywności średnich przedsiębiorstw jest występujący tam brak polityki szkoleniowej.



Niezbędny wkład własny

Jednak zdaniem pracodawców nie bez znaczenia są bariery finansowe, które stały się jeszcze bardziej dotkliwe w związku z kryzysem. Najważniejszą jest niewystarczający poziom dofinansowania. Średniej wielkości przedsiębiorstwo, chcąc zorganizować szkolenia ogólne dla pracowników, może liczyć na dotację w wysokości 70 proc. wydatków. Resztę musi pokryć samo jako wkład własny. Może go co prawda rozliczyć wartością czasu pracy pracowników, jednak, jak zauważa Andrzej Lech z Polskiej Izby Firm Szkoleniowych, nie wszystkie firmy się na to decydują ze względu na tajemnicę handlową lub mniejszą elastyczność w organizacji szkoleń, które w takiej sytuacji muszą się odbywać w czasie pracy. Jego zdaniem kryzys dodatkowo zmniejszył dostępność do unijnych dotacji na szkolenia.
– Przedsiębiorstwa musiały szukać oszczędności i pojawiły się problemy ze znalezieniem środków na wkład własny. To wpłynęło na ograniczenie wielkości niektórych projektów lub wręcz na całkowitą z nich rezygnację – mówi Andrzej Lech.
PARP dostrzega problemy średnich firm. Jak dowiedzieliśmy się, w PARP powstał pomysł, aby w przyszłorocznych konkursach projekty adresowane do tych właśnie firm uzyskiwały dodatkowe punkty.
To niejedyny problem z pozyskaniem unijnych środków. Wnioskodawcy muszą też posiadać wystarczający potencjał finansowy, niezbędny do zapewnienia płynnej realizacji projektu. Firma, która uzyska unijne dofinansowanie, może być poddana bardzo szczegółowej weryfikacji wniosku o płatność. Przez to musi go uzupełnić, co skutkuje przedłużeniem się termin zatwierdzenia płatności.

Zniechęcający efekt zachęty

Równie dotkliwe dla przedsiębiorców, jak ograniczenia finansowe, są bariery formalne. Przed rozpoczęciem szkoleń duże firmy są np. zobowiązane do udowodnienia wystąpienia tzw. efektu zachęty. W tym celu konieczne jest sporządzenie wewnętrznej, ale obiektywnie weryfikowalnej dokumentacji. Anna Dymowska, starszy konsultant firmy PNO, podaje jako przykład analizę wykonalności działań szkoleniowo-doradczych, którą trzeba przygotować przed zgłoszeniem pracowników do udziału w projekcie.
– Nie ma znaczenia liczba pracowników, których duża firma chce delegować na szkolenia. Chęć przeszkolenia choćby jednej osoby rodzi konieczność opracowania takiego dokumentu. Ponadto nie wyznaczono kryteriów pozwalających stwierdzić, czy w danym przypadku występuje efekt zachęty, czy nie – zauważa Anna Dymowska.
W skrajnych przypadkach firmy mogą więc być zmuszone do zwrotu dofinansowania, jeśli po zakończeniu realizacji projektu instytucja organizująca konkurs stwierdzi, że efekt zachęty nie wystąpił.

Będzie gorzej

Największa bariera w dostępie do funduszy unijnych jest jednak dopiero przed przedsiębiorcami. Pierwsze konkursy zorganizowane na początku tego roku odbyły się jeszcze na starych zasadach. Jednak od 1 kwietnia 2009 r. obowiązuje tzw. Standard minimum wniosku PO KL z perspektywy realizacji zasady równości szans kobiet i mężczyzn. Spełnienie standardu weryfikowane będzie na etapie oceny merytorycznej wniosku, na podstawie siedmiu pytań szczegółowych, z których na przynajmniej dwa wnioskodawca musi uzyskać odpowiedź twierdzącą.
Wypełnienie formularza wniosku o dofinansowanie już w tej chwili jest czasochłonne. Teraz trzeba będzie go uzupełnić o kolejną partię danych, uzyskanych na podstawie własnych lub zleconych analiz. Zdaniem Anny Dymowskiej, aby sięgnąć po fundusze na szkolenia, przedsiębiorcy będą musieli ponieść dodatkowe koszty. Co więcej, muszą być one poniesione przed złożeniem wniosku, nie będą więc podlegać refundacji.