Rząd chce, aby pracodawcy, którzy skorzystają z subsydiów płacowych, musieli je zwracać. Pracownicy szkolący się w okresie przestoju w pracy otrzymają stypendia.
Firmy, które ucierpiały wskutek kryzysu gospodarczego, będą mogły ubiegać się o pożyczkę na dopłaty do wynagrodzeń pracowniczych za czas przestoju spowodowanego spadkiem zamówień i obrotów przedsiębiorstwa. Wysokość pomocy nie będzie mogła przekroczyć 551,80 zł. Tak wynika z informacji Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej dotyczącej przyjętego przez partnerów społecznych pakietu działań antykryzysowych. Związki zawodowe i organizacje pracodawców przedstawią dziś rządowi swoją opinię w sprawie informacji. Wszyscy partnerzy społeczni (m.in. OPZZ, NSZZ Solidarność, Konfederacja Pracodawców Polskich, PKPP Lewiatan) uznali, że przedstawione przez rząd dokumenty nie są konkretną odpowiedzią na ich propozycje.
Związkowcy i pracodawcy nie zgadzają się z propozycją rządu, aby firmy, które skorzystają z dopłat do wynagrodzeń pracowników, w zamian za rezygnację ze zwolnień musiały ją zwracać. Chodzi tu nie tylko o tzw. przestojowe, ale też rekompensaty dla pracowników, którzy zgodzili się na zmniejszenie etatu i wynagrodzenia. Mieliby oni otrzymywać 70 proc. zasiłku dla bezrobotnych (386,26 zł). Zgodnie z propozycją rządową spłacanie pożyczki rozpoczęłoby się po upływie dwóch lat od okresu jej otrzymania.
- Firmy nie będą korzystać z pożyczek. W praktyce musiałyby dodatkowo zapłacić za to, że pracownik zgodził się pracować np. na pół etatu - mówi Adam Ambrozik, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich.
Rząd proponuje też dodatkowe wsparcie pracodawców, którzy utworzyli zakładowy fundusz szkoleniowy. W ciągu dwóch najbliższych lat otrzymają refundację szkolenia pracowników. Pomoc może wynieść nawet 80 proc. kosztów szkolenia, nie więcej niż 300 proc. przeciętnego wynagrodzenia na jedną osobę. Ze środków Funduszu Pracy będą refundowane także stypendia dla pracowników w okresie szkolenia (w wysokości około 300 zł na miesiąc). Wydatki FP wzrosną z tego tytułu o 0,5 mld zł.
Z propozycji rządu wynika też, że umowy o pracę na czas określony mają trwać maksymalnie dwa lata. Okres trwania umowy będzie mógł zostać przedłużony do trzech lat, jeśli możliwość taką przewiduje układ zbiorowy pracy albo pracodawca zawrze w tej sprawie porozumienie z przedstawicielami pracowników.
- Zdaniem OPZZ wydłużenie okresu, na jaki trwają umowy na czas określony, powinno być możliwe wyłącznie poprzez zmianę w układzie zbiorowym pracy - uważa Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący OPZZ.
Podkreśla, że tylko takie rozwiązanie gwarantuje, że pracodawcy nie będą naciskać na podwładnych, aby ci godzili się na wydłużenie maksymalnego okresu trwania terminowych umów o pracę.