Z najnowszej publikacji GUS wynika, że w Polsce prawie połowa osób w wieku 50-69 lat to emeryci. Czterech na dziesięciu świadczeniobiorców korzysta z przywilejów emerytalnych.

Spośród 6,4 mln osób w wieku 50-64 lata emerytury otrzymuje 2,73 mln osób - wynika z opublikowanego właśnie przez GUS opracowania Przejście z pracy na emeryturę. Niemal co druga osoba w wieku, w którym może jeszcze pracować, otrzymuje więc świadczenie emerytalne. Wynika to m.in. z tego, że w Polsce obowiązuje bardzo niski ustawowy wiek emerytalny. Z najnowszego raportu OECD Pension at a Glance wynika, że w naszym kraju jest on jeden z najniższych na świecie. Standardem w wysoko rozwiniętych krajach staje się, że wiek emerytalny wynosi 65 lat dla obojga płci, chociaż są kraje (np. USA i Niemcy), w których pracuje się do 67 lat. Wiele rozwiniętych krajów jest też w trakcie podwyższania tego wieku, np. robią to wszystkie kraje, które razem z nami przystąpiły do UE.
Drugim powodem ogromnej liczby młodych emerytów są łagodne przepisy przyznające prawo do wielu rodzajów wcześniejszych emerytur. GUS w swojej publikacji analizuje, jaka część spośród osób w tym wieku skorzystała z emerytury normalnej, a jaka część z wcześniejszej. Z danych tych wynika, że 1,67 mln osób przeszło na świadczenie przyznawane w normalnym trybie, a 1,06 mln (prawie 40 proc.) na emerytury wcześniejsze.
Bardzo niska jest też aktywność zawodowa osób, które otrzymują emerytury. GUS wylicza, że z 2,73 mln otrzymujących je osób prawie 86 proc. to osoby bierne zawodowo. Zaledwie 372 tys. osób w wieku 50-69 lat, które otrzymują emeryturę, to osoby pracujące.
W efekcie wskaźnik zatrudnienia w Polsce osób w wieku 55-64 lata jest najniższy w UE. Jak podaje Eurostat w 2006 roku pracowało u nas zaledwie 28,1 proc. osób w tym wieku. Dla porównania średnio w UE pracuje 43,5 proc. takich osób, a na przykład w Szwecji 69,6 proc., a w Czechach 45,2 proc.
Z prostej kalkulacji wynika, że wcześniejsze emerytury wypłacane dla ponad 1 mln osób kosztują rocznie około 16,5 mld zł. Osoby takie otrzymują około 1, 3 tys. zł miesięcznie (tyle wynosi przeciętna emerytura z ZUS), tj. 15,6 tys. rocznie. Po przemnożeniu tej kwoty przez 1,06 mln osób wynik tej operacji to 16,5 mld zł.
- Masowe wysyłanie ludzi na wcześniejsze emerytury to podwójne marnotrawstwo - podkreśla Jeremi Mordasewicz, ekspert KPPP Lewiatan.
Wyjaśnia, że nie dość, że osoby takie otrzymują świadczenia finansowane ze składek osób pracujących, przez co trudno jest obniżać koszty pracy, to dodatkowo nie pracując, nie pomnażają dochodu narodowego. Podobne zastrzeżenia zgłaszają eksperci rynku pracy. Prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego zwraca uwagę, że w okresie starzejącego się społeczeństwa i coraz większych braków pracowników na rynku pracy konieczne jest wydłużanie aktywności zawodowej Polaków.
- Jeśli nie podejmiemy takich działań, to niedługo może nam zagrażać zdecydowane spowolnienie wzrostu gospodarczego - podkreśla Kryńska.
BARTOSZ MARCZUK