Pierwsze dwa miesiące jej funkcjonowania nie przyniosły rewolucji. Z nowych rozwiązań skorzystało niecałe 35 tys. przedsiębiorców. Zdaniem ekspertów winna może być możliwość prowadzenia działalności nierejestrowanej
Od 30 kwietnia nowe firmy mają możliwość korzystania z ulgi na start. Została ona wprowadzona do systemu ubezpieczeniowego przez ustawę z 6 marca 2018 r. – Prawo przedsiębiorców (Dz.U. poz. 646). Rząd szacował, że z takiej możliwości skorzysta 200 tys. nowych firm. Na razie zainteresowanie jest umiarkowane. Z danych ZUS wynika, że w okresie od 30 kwietnia do 30 czerwca z takiej formy rozpoczęcia pracy na własny rachunek skorzystało 34762 osób. Najwięcej chętnych było w dużych miastach. W Gdańsku skorzystało z niej 2270 przedsiębiorców, w Krakowie – 1603, w Warszawie (łącznie trzy oddziały) 3943. Najmniej osób zdecydowało się skorzystać z takiego rozwiązania w Pile. Tam do ZUS zgłosiło się 247 osób. Niewiele więcej chętnych było w Elblągu (379) oraz w Słupsku (401). Skąd dokładanie wiadomo, ilu przedsiębiorców skorzystało z ulgi na start? Każda z takich osób musi się zgłosić do ubezpieczenia zdrowotnego. W takim przypadku w dokumentach zgłoszeniowych jest wpisywany kod 0540, co ułatwia identyfikację. Dla porównania – w pierwszym półroczu powstało 195 tys. nowych firm, a w ubiegłym roku 360 tys.

Furtka w przepisach

Eksperci nie mają wątpliwości, że konieczne są rozwiązania zachęcające firmy do wyjścia z szarej strefy. I ulga na start miała być jednym z nich. Jednak jak w każdym przypadku diabeł tkwi w szczegółach. Tutaj – nowa ulga to tylko zwolnienie ze składek na ubezpieczenie społeczne. W dodatku za ten okres nie są opłacane składki emerytalne, które w przyszłości mogą mieć wpływ na prawo do świadczenia. Natomiast osoba pragnąca korzystać z takiego rozwiązania obowiązkowo musi zapłacić składkę na ubezpieczenie zdrowotne.
– Wiele osób, które rozpoczyna działalność, obawia się, czy każdego miesiąca będzie mieć środki na opłacenie pełnej składki zdrowotnej – zauważa prof. Jan Klimek ze Szkoły Głównej Handlowej, przewodniczący zespołu ds. ubezpieczeń społecznych Rady Dialogu Społecznego. – A nie jest to mała kwota. Bo już na starcie osoba prowadząca firmę musi wpłacić do ZUS blisko 320 zł. I dlatego uważam, że nowa ulga tak naprawdę nie spowoduje przełomu. A sam program można oceniać wyłącznie w kategoriach reklamy działań rządu Mateusza Morawieckiego na rzecz małych firm. Niewiele bowiem przynosi on osobie zaczynającej prowadzenie działalności – dodaje.
Zasady podlegania ubezpieczeniom społecznym przez przedsiębiorców / Dziennik Gazeta Prawna
– Tak naprawdę ulga na start jest symboliczna. Osoba zaczynająca swoją przygodę z biznesem zaoszczędzi ok. 200 zł miesięcznie, a to nie jest dużo – podkreśla Łukasz Kozłowski, główny ekonomista z Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Zdaniem Cezarego Kaźmierczaka, prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, winna małemu zainteresowaniu może być też zapisana w Konstytucji biznesu możliwość prowadzenia działalności nierejestrowanej. Wprowadził ją art. 5 – Prawo przedsiębiorców. Zgodnie z nim „nie stanowi działalności gospodarczej działalność wykonywana przez osobę fizyczną, której przychód należny z tej działalności nie przekracza w żadnym miesiącu 50 proc. kwoty minimalnego wynagrodzenia”.
– Polscy przedsiębiorcy, jak mało kto na świecie, potrafią liczyć. Urzędnik ministerialny „nie przekręci” straganiarza spod Przasnysza i nie zmusi go do płacenia składek. W Polsce niestety panuje społeczne przyzwolenie do niepłacenia na ZUS – podkreśla Cezary Kaźmierczak. – A to jest efekt głupiej polityki państwa wobec małych firm. I tego z dnia na dzień się nie zmieni. Trzeba czasu, żeby 500 z 700 tys. firm działających w szarej strefie zaczęło działać legalnie – dodaje.

Konieczna kontrola

Zarówno związki zawodowe, jak i pracodawcy nie mają wątpliwości, że nowe rozwiązania muszą być monitorowane. Ale każda ze stron przedstawia inne argumenty.
– Musimy sprawdzać, czy nowe przepisy nie spowodują omijania przez pracodawców umów o pracę – zauważa Waldemar Lutkowski, wiceprzewodniczący Forum Związków Zawodowych. – Nie chcemy, żeby doszło do sytuacji, że wchodzący na rynek pracownicy będą dowiadywali się od swojego pracodawcy, że więcej zarobią bez umowy o pracę. Wystarczy, że założą działalność, korzystając z ulgi na start – dodaje.
Inaczej kwestie niewielkiego zainteresowania nową ulgą postrzega Jeremi Mordasewicz, ekspert ubezpieczeniowy z Konfederacji Lewiatan.
– Obecnie bardzo łatwo znaleźć pracę, więc wiele osób szuka stałego zatrudnienia. Nie chce bowiem podejmować ryzyka związanego z prowadzeniem własnego biznesu – podkreśla.
– Na niewielkie zainteresowanie nowym rozwiązaniem ma także wpływ okres wakacyjny, bo nadal nie wszyscy chętni do prowadzenia działalności o nim wiedzą. I dlatego dzisiaj nie można przekreślać ulgi na start. Trzeba bacznie sprawdzać, ile osób każdego miesiąca zgłasza się do takiego ubezpieczenia. Dopiero za rok będzie można ocenić, czy spełniła swoją rolę. I zachęciła nowe osoby do założenia własnej firmy – dodaje.