Okresy rozliczeniowe czasu pracy osób zatrudnionych na czas nieokreślony mogą zostać wydłużone do 12 miesięcy. Pracownicy i pracodawcy będą mieli większą swobodę w określaniu początku i końca dnia pracy. Umowy o pracę na czas określony mają być zawierane maksymalnie na 36 miesięcy.
Pracodawcy mogą później wypłacać dodatek za przekroczenie średniotygodniowej normy czasu pracy, ale nie będą mogli już zawierać wieloletnich umów o pracę na czas określony. Tak wynika z uzgodnionego przez pracodawców i związkowców pakietu działań antykryzysowych, jaki został już przedstawiony rządowi. Partnerzy społeczni i strona rządowa będą teraz negocjować szczegółowe rozwiązania w nim zawarte. Pakiet przewiduje m.in. wydłużenie okresów rozliczeniowych czasu pracy do 12 miesięcy, racjonalizację przepisów o dobie pracowniczej oraz wprowadzenie ruchomego czasu pracy. Związkowcy uzależniają jednak przyjęcie tych zmian od rozmów w sprawie ograniczenia możliwości zawierania umów na czas określony. Miałyby one maksymalnie trwać 18 lub 36 miesięcy.

Później za nadgodziny

Proponowane zmiany w przepisach o czasie pracy są przede wszystkim korzystne dla pracodawców. Na przykład wydłużenie okresów rozliczeniowych oznacza, że pracodawcy później wypłacą pracownikowi dodatek z tytułu przekroczenia średniotygodniowej normy czasu pracy. W przeciwieństwie do dodatku z tytułu przekroczenia dobowego wymiaru czasu pracy (który jest wypłacany co miesiąc) świadczenie to pracodawca przekazuje pracownikowi wraz z pensją za ostatni miesiąc okresu rozliczeniowego. Zawsze wynosi on 100 proc. wynagrodzenia.
- Po wprowadzeniu zmian termin wypłaty dodatku może się wydłużyć nawet o osiem miesięcy - tłumaczy Katarzyna Grzybowska-Dworzecka, prawnik z Kancelarii Michałowski Stefański Adwokaci.
Obecnie w zdecydowanej większości firm maksymalny okres rozliczeniowy może bowiem trwać zaledwie cztery miesiące. Aby złagodzić negatywne konsekwencje takich zmian dla pracowników, związki chcą zaostrzyć sankcje wobec firm, które np. nieprawidłowo naliczą wysokość wynagrodzeń i dodatków lub będą zwlekać z ich wypłatą.
- W takiej sytuacji powinni oni nie tylko wypłacać im należne wynagrodzenie i dodatki, ale także odszkodowanie - mówi Andrzej Radzikowski, wiceprzewodniczący OPZZ.

Wymiar zależny od zleceń

Wprowadzenie zmian w przepisach o czasie pracy ułatwi także pracodawcom taką organizację pracy, aby w czasie koniunktury gospodarczej podwładni pracowali dłużej, a w okresie zmniejszenia się liczby zleceń odpowiednio krócej. Dłuższe okresy rozliczeniowe oznaczają bowiem, że pracodawcy będą mieli większą swobodę w zobowiązywaniu pracowników do pracy w godzinach nadliczbowych i udzielaniu im z tego tytułu równoważnego dnia wolnego. W takiej sytuacji nie muszą wypłacać im dodatku do wynagrodzenia.
- Pracownicy nie muszą się obawiać, że pracodawca będzie nadużywał tych rozwiązań, gdyż nadal będą ich obowiązywać przepisy o dobowym i tygodniowym odpoczynku - mówi Dawid Zdebiak, radca prawny z kancelarii Gujski Zdebiak.
Firmy łatwiej będą mogły też wykorzystywać roczny limit 150 godz. nadliczbowych, jakie mogą przepracować podwładni.
- Częściej mogą też starać się o wydłużenie tego limitu w układzie zbiorowym, regulaminie pracy lub umowie o pracę - mówi Arkadiusz Sobczyk, radca prawny i właściciel Kancelarii Arkadiusz Sobczyk i Współpracownicy.



Podkreśla jednak, że możliwość wydłużania okresów rozliczeniowych będzie istotnie ograniczona. Ma ona bowiem dotyczyć wyłącznie pracowników zatrudnionych na podstawie umowy na czas nieokreślony. Wydłużenie będzie możliwe tylko poprzez wprowadzenie odpowiednich rozwiązań w układzie zbiorowym.
- Sądzę, że takie rozwiązanie w sposób nieuzasadniony dyskryminuje firmy, w których nie działają związki zawodowe i które zatrudniają częściej pracowników na podstawie np. umów terminowych - dodaje Arkadiusz Sobczyk.

Doba do zmiany

Pracodawcy i związkowcy zgodzili się także na racjonalizację przepisów dotyczących doby pracowniczej. Mechanizm doby pracowniczej określony w art. 128 par. 3 pkt 1 k.p. polega na tym, że doby takie rozpoczynać się mogą jedynie po zamknięciu poprzednich, czyli po 24 godzinach od chwili rozpoczęcia pracy dzień wcześniej. Jeżeli zatem pracownik rozpoczyna pracę o ósmej we wtorek, pracę w środę powinien rozpocząć nie wcześniej niż o godzinie ósmej. Rozpoczęcie pracy przed tą godziną oznaczać może pracę w godzinach nadliczbowych z powodu przekroczenia dobowej normy czasu pracy.
- Obecna definicja doby utrudnia w szczególności rozliczanie czasu pracy osób zatrudnionych w systemie pracy zmianowej - mówi Adam Ambrozik, ekspert KPP.
- Najbardziej skomplikawane jest rozliczenie czasu pracy, gdy kolejnego dnia pracownik rozpoczyna pracę na innej zmianie niż dzień wcześniej - mówi Dawid Zdebiak.
Przepisy te mają być uproszczone m.in. poprzez wprowadzenie do kodeksu pracy ruchomego czasu pracy. Ten system czasu pracy zakłada, że pracodawca nie wyznacza konkretnych godzin początku i zakończenia pracy podwładnego, lecz jedynie okres, w którym powinien ją rozpocząć i skończyć. Pracodawca i pracownicy mogliby więc ustalić, że rozpoczną pracę między np. godz. 7 a 9 i zakończą ją między 15 a 17. Rozpoczęcie pracy np. o godzinę wcześniej niż poprzedniego dnia w takim przypadku nie oznaczałoby, że pracownik ten przepracowałby nadgodziny.
150 godzin wynosi roczny limit nadgodzin