W administracji rządowej od kandydatów na najniższe stanowiska wymaga się doświadczenia zawodowego. Blokuje to dostęp do nich wielu absolwentom wyższych uczelni.
Dobra sytuacja na rynku pracy nie sprzyja szefom urzędów w pozyskiwaniu specjalistów. Dochodzi wręcz do odwrotnej sytuacji – nagminnie odchodzą doświadczeni pracownicy. Tylko w ubiegłym roku o połowę wzrosła fluktuacja w służbie cywilnej, która wynosi już 11,1 proc. Zaledwie cztery lata temu średnio o jedno stanowisko urzędnicze walczyło 36 kandydatów, a obecnie jest ich tylko 7. Ratunkiem mogłoby być otwarcie się na osoby po studiach, które po obronieniu tytułu magistra w czasie wakacji często chcą spróbować swoich sił w administracji. Jednak w wielu ofertach jest wymóg co najmniej kilkumiesięcznego doświadczenia zawodowego, którego część świeżo upieczonych absolwentów nie ma.

Pracować na studiach

Urząd Skarbowy w Bytomiu poszukuje na stanowisko referenta osoby z co najmniej średnim wykształceniem. Z informacji uzyskanych w urzędzie wynika, że osoba po studiach i znająca bardzo dobrze języki obce nie ma szans ubiegać się o tę posadę, bo nie spełnia warunku niezbędnego, jakim jest ponad półroczne doświadczenie w administracji. Proponowane wynagrodzenie zasadnicze na tym stanowisku wynosi 3,1 tys. zł. Wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego także poszukuje referenta, który musi wykazać się co najmniej trzymiesięcznym doświadczeniem. Nie ujawnia jednak wysokości wynagrodzenia na tym stanowisku. Z kolei Ministerstwo Cyfryzacji chce zatrudnić referendarza, od którego wymaga wykształcenia wyższego i co najmniej półrocznego doświadczenia w jednostkach sektora finansów publicznych. Komendant główny policji poszukuje z kolei kandydatów na stanowisko podreferendarza. Tu wykształcenie wyższe nie jest wymagane, ale za to trzeba się wykazać, aż dwuletnim doświadczeniem w administracji. Małopolski wojewódzki lekarz weterynarii chce zatrudnić asystenta w inspektoracie ds. pasz i utylizacji. Tu też od osób po studiach weterynaryjnych stawia się wymóg rocznego doświadczenia na podobnym stanowisku.
– Wydaje mi się, że tam, gdzie na stanowiskach tak niskiego szczebla jest wymóg doświadczenia, konkurs jest tylko formalnością, bo posada już jest przewidziana dla znajomego królika, który wykazuje się dokładnie takim stażem, jaki jest wpisany w ogłoszeniu – mówi Marta Golbik, posłanka z klubu PO. – W innej sytuacji byłoby absurdem zamykanie się na świetnych kandydatów z wieloma kwalifikacjami, których jedynym minusem jest brak doświadczenia – dodaje.
Podobnego zdania są eksperci.
– Dla mnie co najmniej dziwne są decyzje o wpisywaniu do ogłoszenia wymogu półrocznego doświadczenia w administracji. Jeśli nawet ktoś je ma, to nie oznacza, że świetnie się porusza w strukturach poszczególnych urzędów – mówi prof. Bogumił Szmulik, radca prawny, ekspert ds. administracji publicznej.
– Jeśli chcemy zmniejszyć bezrobocie wśród młodych osób do 25. roku życia, to administracja powinna jako pierwsza otworzyć się na absolwentów szkół wyższych i zrezygnować z wymogu stażowego na rzecz np. znajomości języków obcych czy określonych procedur prawnych, a także biegłej obsługi określonych programów komputerowych – dodaje.
Zdaniem prof. Krzysztofa Kicińskiego, byłego wiceprzewodniczącego Rady Służby Cywilnej wszystkie oferty na najniższych stanowiskach powinny być zwolnione z wymogu doświadczenia zawodowego – czy to w administracji, czy też poza nią. – Jeśli już tak bardzo dyrektorom generalnym zależy na doświadczeniu, to taki zapis w ogłoszeniu można przecież zamieścić w wymogach pożądanych, wtedy formalnie nie blokujemy absolwentom uczelni wyższych dostępu do służby publicznej – dodaje.

Pozapłacowe zachęty

Otwarte jednak pozostaje pytanie, czy wymóg doświadczenia blokuje przepływ świeżej krwi mocniej niż niskie płace. Szefowie urzędów zdają sobie sprawę, że pieniędzmi trudno jest im przyciągnąć zdolnych młodych ludzi. Wielu z nich proponuje wynagrodzenia dla osób po studiach na najniższych stanowiskach na poziomie 2,4–3 tys. zł brutto. Dlatego powoli dojrzewają do tego, aby stosować, tak jak w firmach, pozapłacowe zachęty. Wśród pionierów jest resort cyfryzacji, który w swych ofertach pracy przekonuje, że osoby rozpoczynające karierę w ministerstwie mają możliwość uczestniczenia w projektach niedostępnych w sektorze prywatnym. W dalszej części oferty chwali się, że umożliwia rozwój umiejętności poprzez współpracę z ekspertami w danej dziedzinie. Przekonuje też rewelacyjną lokalizacją w centrum Warszawy z doskonałymi połączeniami komunikacyjnymi. Proponuje ruchomy czas pracy i możliwość skorzystania z grupowego ubezpieczenia na życie i zdrowie oraz opieki medycznej. Zapewnia też dofinansowania do wypoczynku, kina, teatru, zajęć sportowych. Chwali się Hyde Parkiem i tzw. Strefą Mocy – miejscem, gdzie można korzystać z siłowni oraz zajęć relaksacyjnych. Co więcej, ministerstwo w swojej ofercie zapewnia pokój Rodzica z Dzieckiem w sytuacjach, gdy trzeba zapewnić podopiecznemu opiekę.
– Większość urzędów wciąż jednak nie potrafi zachęcić młodych osób i przekonać, że poza pensją, która może na początku nie jest duża, oferuje inne korzyści, np. ruchomy czas pracy czy możliwość rozwoju. Pozapłacowe korzyści z pracy w administracji powinny być wyraźnie podkreślane – mówi prof. Tomasz Rostkowski z Instytutu Kapitału Ludzkiego, Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. – To, co proponuje resort cyfryzacji, jest normą w każdej szanującej się firmie i takie rozwiązania powinny zastosować inne urzędy, bo przy obecnej sytuacji na rynku pracy nikt wartościowy nie będzie chciał dla nich pracować – dodaje.
Na razie większość ogranicza się do zawarcia w ofercie klauzuli, że wszystkie aplikacje są rozważane z równą uwagą, bez względu na płeć, wiek, niepełnosprawność, rasę, narodowość, przekonania polityczne, przynależność związkową, pochodzenie etniczne, wyznanie, orientację seksualną czy też jakąkolwiek inną cechę prawnie chronioną. To jednak najwyraźniej za mało.

OPINIA

Półroczne doświadczenie to niewiele

Dobrosław Dowiat-Urbański szef służby cywilnej / Dziennik Gazeta Prawna
Promuję pracę w służbie cywilnej wśród możliwie najszerszego grona osób. Studenci i absolwenci uczelni wyższych ze względu na to, że rozpoczynają karierę zawodową, są grupą, do której staram się dotrzeć w sposób szczególny. Pracownicy Departamentu Służby Cywilnej KPRM od lat, we współpracy z Krajową Szkołą Administracji Publicznej, uczestniczą w tzw. dniach kariery i targach pracy na uczelniach wyższych. Prezentują tam zarówno ofertę KSAP, jak i możliwości pracy w służbie cywilnej. Istotnym narzędziem, dzięki któremu studenci i absolwenci mogą poznać specyfikę pracy w administracji są praktyki. Każdego roku z takiej możliwości korzystają setki osób. Dzięki takim programom zyskują doświadczenie zawodowe.
Warto zwrócić przy tym uwagę na aktywność zawodową młodych ludzi, która przejawia się już podczas studiów. Często podejmują oni wtedy pierwszą pracę, ale także odbywają staże, praktyki czy angażują się w wolontariat. Nie sądzę zatem, żeby zdobycie półrocznego doświadczenia stanowiło w dzisiejszych czasach problem. Dla tych jednak, którzy rozpoczynają karierę zawodową z chwilą ukończenia studiów, służba cywilna również ma propozycję. W bazie ogłoszeń o naborach obecnie jest dostępnych 30 ofert (na 55) na stanowisko inspektora – bez wymogu doświadczenia zawodowego.
Administracja rządowa to znakomite miejsce dla osób szukających wyzwań, ciekawych i różnorodnych zadań. Jednocześnie to wciąż stabilne zatrudnienie, szansa na rozwój, możliwość łączenia życia zawodowego z osobistym oraz okazja do współpracy z wybitnymi fachowcami.