Od sześciu lat trwa dyskusja nad reformą systemu ubezpieczeniowego rolników.

Po raz pierwszy prof. Jerzy Hausnera w Zielonej Księdze zaproponowała, aby rolnicy płacili składki w zależności od dochodu gospodarstwa.

Propozycja wywołała jednak oburzenie lobby rolniczego, które bardzo szybko storpedowało prace nad zmianami zasad opłacania składek. Najbogatsi rolnicy nie byli zainteresowani opłacaniem składek na takich samych zasadach jak przedsiębiorcy.

Kolejne rządy także próbowały przygotować reformę KRUS. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi za czasów wicepremiera Andrzeja Leppera także przygotowało projekt ustawy podnoszącej wysokość obciążeń rolników prowadzących duże gospodarstwa. Ten projekt także trafił do kosza.

Obecnie rząd Donalda Tuska wielokrotnie zapowiadał, że ograniczy wysokość dotacji budżetowej do KRUS. Będzie to możliwe dopiero wówczas, kiedy wzrosną wpływy do KRUS z tytułu opłacania składek. Nic jednak nie wskazuje, że szybko to nastąpi.

W piątek Sejm zakończył prace nad nowelizacją ustawy o systemie ubezpieczeń rolniczych. Od 1 października 2009 r. właściciele największych ponad 300 ha gospodarstw będą płacić składki do KRUS o połowę niższe niż najbiedniejsi rzemieślnicy prowadzący pozarolniczą działalność gospodarczą.

Dodatkowo wpływy z zapowiadanej reformy nie przekroczą dwudziestu kilku milionów złotych. Dla porównania za 22 mln złotych jest wystawiony na sprzedaż dom w Konstancinie Jeziorna.

Eksperci twierdza, że tylko Komisja Trójstronna może przygotować prawdziwą reformę KRUS. W niej bowiem nie ma przedstawicieli związków zawodowych rolników, a związkowcy z Solidarność i OPZZ od dawna twierdzą, że budżetu nie stać na dofinansowanie rolników.

Tylko, że prace nad reformą KRUS mogą przerwać kolejne wybory do Sejmu. W efekcie kolejne lata zostaną stracone a podatnicy nadal będą dopłacać ze swoich podatków do rolników.