■ Dlaczego w Polsce rodzi się tak mało dzieci?
- Na początku kariery zawodowej młode osoby często przedłużają termin zakończenia edukacji i nie podejmują najważniejszych decyzji życiowych, w tym szczególnie o posiadaniu dzieci. W Polsce mamy też wciąż nierozwiązany problem mieszkaniowy i niskie, w stosunku do innych krajów, pensje pracowników. Skutkuje to odkładaniem w czasie decyzji prokreacyjnych albo tym, że rodzice poprzestają na posiadaniu jednego dziecka. Wiele osób decyduje się też na emigrację zarobkową aby zdobyć środki finansowe niezbędne do życia na odpowiednim poziomie. To też nie służy przyrostowi naturalnemu.
■ Ale przecież problem z urodzeniami nie dotyczy tylko mało zamożnej Polski. Boryka się z nim większość krajów UE. Co to dla nas oznacza?
- Z raportów przygotowywanych przez UE wynika, że obywatele Unii chcieliby mieć liczne potomstwo, przeciętnie nawet więcej niż 2,3 dziecka przypadającego na kobietę. To zapewniłoby tzw. prostą zastępowalność pokoleń, dla której granicą jest współczynnik w wysokości 2,1. Mimo to mieszkańcy UE decydują się średnio na posiadanie 1,5 dziecka, a w Polsce jest jeszcze gorzej, bo u nas wskaźnik ten wynosi 1,24. Wprawdzie niedobór młodych ludzi po części jest i może być uzupełniany przez imigrację z państw trzecich, ale rodzi to konieczność podjęcia wyzwań związanych z osiedlaniem się w Europie przedstawicieli innych kultur. Z prognoz ONZ wynika też, że aby zatrzymać spadek liczby ludności Europy musielibyśmy przyjąć do 2050 roku ponad 100 mln imigrantów. To jest po prostu niemożliwe. Dlatego trzeba już dzisiaj przyjąć pakiet działań, których pozytywne efekty odczujemy dopiero za kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat.
■ Co więc musi zrobić nowy rząd?
- Przede wszystkim doprowadzić do końca wdrażanie pakietu rodzinnego przygotowanego przez minister Joannę Kluzik-Rostkowską. Zaproponowała ona nowe podejście do polityki prorodzinnej, odchodząc od rozdawnictwa publicznych pieniędzy, np. becikowego. Jej zadaniem, trzeba stymulować rozwiązania, które zmniejszyłyby koszty posiadania dzieci i zachęcałyby pracodawców do tworzenia przyjaznego środowiska dla pracowników-rodziców. Ponadto rząd musi zmierzyć się z kwestią wcześniejszych emerytur i kontynuować uszczelnianie systemu rentowego. Trudnym zadaniem będzie też zmiana obecnej orientacji systemu zabezpieczenia społecznego - szczególnie w zakresie aktywizacji zawodowej. Obecnie mówi się często, że w najtrudniejszej sytuacji pod względem dochodowym i zawodowym są osoby w wieku powyżej 55 lat. To nie jest do końca prawda. Z analiz dotyczących zjawiska biedy wynika, że w coraz większym stopniu dotyka ona młodzieży, która nie może znaleźć miejsca na rynku pracy. Trzeba więc integrować młodych ludzi na tym rynku, zapobiegać patologiom i ich wykluczeniu społecznemu. To będzie chyba najbardziej opłacalna inwestycja na przyszłość.
Rozmawiał BARTOSZ MARCZUK