PSL chce skrócić dniówkę rodziców, a Kukiz’15 – ograniczyć ponadwymiarową pracę. Zdaniem PiS to pomysły wyborcze obliczone na wzrost poparcia.
Oba poselskie projekty nowelizacji kodeksu pracy wpłynęły już do Sejmu. PSL proponuje, aby czas pracy rodzica lub opiekuna dziecka do 15. roku życia wynosił siedem, a nie – jak obecnie – osiem godzin na dobę. Projekt posłów Kukiz’15 jest bardziej zróżnicowany. Zakłada, że pracodawca musiałby płacić menedżerom za nadgodziny, a wszystkim pracownikom – za czas pełnienia dyżuru.
– Moim zdaniem to niezbyt przemyślane i kosztowne rozwiązania, które wywołają trudne do oszacowania skutki. Ich celem jest raczej zwrócenie uwagi na poszczególne ugrupowania w związku ze zbliżającymi się wyborami, a nie realna poprawa warunków zatrudniania – komentuje Janusz Śniadek, poseł PiS, członek sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny.
Dla dobra opiekunów
Posłowie opozycji bronią jednak swoich propozycji.
– Rządzący deklarują poparcie dla rozwiązań wspierających rodziców, a to proponowane przez nas umożliwi im łatwiejsze godzenie obowiązków zawodowych i opiekuńczych – tłumaczy Mieczysław Kasprzak, poseł PSL.
Podobny projekt ludowcy przedstawili już w ubiegłym roku. Wówczas także proponowali skrócenie dniówki rodziców do siedmiu godzin z zachowaniem prawa do wynagrodzenia za ósmą godzinę. Uprawnienie to miało jednak przysługiwać tylko rodzicom dzieci do 10 lat (obecny projekt uwzględnia już reformę edukacji – krótsza dniówka miałaby przysługiwać rodzicom dzieci uczęszczających do szkoły podstawowej). Sejm go jednak odrzucił.
– Pomysł „godziny dla rodziny” ma poparcie społeczne i dlatego zdecydowaliśmy się na ponowne wniesienie do Sejmu jego zmodyfikowanej wersji – tłumaczy Mieczysław Kasprzak.
W praktyce jego realizacja może jednak wywoływać wątpliwości. Państwowa Inspekcja Pracy zwróciła uwagę, że jest on niespójny z innymi przepisami k.p. (np. dotyczącymi stosowania niektórych systemów czasu pracy). Z kolei NSZZ „Solidarność” co do zasady pozytywnie ocenia pomysł ludowców, ale podkreśla, że jego realizacja nie będzie możliwa w każdych warunkach. Chodzi np. o pracowników wykonujących zadania w ramach zespołu pracowników, np. w ratownictwie medycznym lub górnictwie (niemożność wykonywania zadań przez osiem godzin mogłaby paraliżować funkcjonowanie całej jednostki).
– Skutkiem omawianej zmiany mogłoby być też częstsze zatrudnianie rodziców na umowach cywilnoprawnych. Bo normy dobowe obowiązują przecież tylko w ramach stosunku pracy. Trzeba liczyć się też z kosztami skrócenia dniówki tak dużej grupy pracowników – zauważa Janusz Śniadek.
– Koszty nie byłyby wcale tak duże, bo rodzice wydajniej pracowaliby przez siedem godzin, wiedząc, że nie muszą martwić się o to, czy np. zdążą odebrać dziecko z przedszkola – uważa Mieczysław Kasprzak. – Zdajemy sobie sprawę, że nasz projekt wymaga dyskusji i doprecyzowania, ale cel proponowanych zmian zasługuje na poparcie – dodaje poseł PSL.
Wieczne dyżurowanie
Z kolei projekt posłów Kukiz’15 zakłada, że także menedżerom przysługiwałby 11-godzinny dobowy odpoczynek oraz prawo do wynagrodzenia i dodatku za nadgodziny, jeśli pracodawca nie zapewniłby im czasu wolnego w zamian za świadczenie ponadwymiarowych obowiązków (a nie – jak obecnie – tylko za nadgodziny w niedziele lub święta). Zmieniłyby się też zasady dyżurowania. Pracodawca mógłby zobowiązywać zatrudnionych do dyżurowania poza godzinami pracy, tylko jeśli zaliczałby dyżur do czasu pracy (dziś zalicza się go tylko wówczas, gdy podczas dyżuru zatrudniony rzeczywiście świadczył obowiązki). Podwładnemu zawsze należałby się czas wolny w zamian za pozostawanie w gotowości do pracy, a w razie braku możliwości jego udzielenia – wynagrodzenie za okres dyżuru. Zdaniem posłów Kukiz’15 takie rozwiązania ograniczyłyby przypadki wykorzystywania przepisów do wydłużania czasu pracy menedżerów (w tym np. głównych księgowych) i nagminnego zlecenia dyżurów zatrudnionym. Ale niełatwo będzie im przekonać pozostałe ugrupowania w Sejmie.
– Te propozycje są nieprzemyślane. Na przykład menedżerowie już teraz często są zatrudniani na kontraktach cywilnoprawnych, a nie umowie o pracę. Sami są w stanie wynegocjować satysfakcjonujące ich warunki zatrudnienia – podkreśla Janusz Śniadek.