Znosząc roczny limit na składki emerytalne i rentowe, rząd dostanie teraz 5 mld gotówki, ale w przyszłości będzie go to kosztować 100 mld zł.
Składki emerytalne, które wpłacamy do ZUS, są waloryzowane. Ma to zagwarantować, że oszczędności zapisywane na koncie w zakładzie będą rosły, zachowując realną wartość, podobnie jak płace. Dlatego wysokość waloryzacji zależy głównie od dwóch czynników: wzrostu płac w gospodarce i liczby pracujących, czyli ogólnej wielkości składek płynących do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.
Drogi efekt jednoroczny
Żeby jednak nie było zbyt dużych dysproporcji w wypłacanych świadczeniach, najlepiej zarabiającym osobom ograniczono wysokość składek, które mają wpłacać do ZUS. Gdy ich wynagrodzenia przekroczą 30-krotność średniego wynagrodzenia, nie muszą od nich odprowadzać składek. Rząd w ekspresowym tempie chce znieść ten limit.
– Zniesienie 30-krotności powoduje wzrost dochodów FUS, czyli przypisu składki, a od tego zależy poziom waloryzacji wszystkich kont emerytalnych – wyjaśnia główny ekonomista ZUS Paweł Wojciechowski. – Sama wysokość waloryzacji będzie zależała od tego, ile osób zostanie objętych tym rozwiązaniem – dodaje.
W tej chwili trudno powiedzieć, ile osób będzie objętych zmianą i o ile więcej składek wpłacą do FUS. W ocenie skutków regulacji do ustawy rząd szacuje, że zmiana dotyczyć będzie 350 tys. osób, których składka dodatkowo zasili FUS kwotą około 7 mld zł rocznie. Niespełna jedną trzecią tego stanowi składka rentowa, a około 5 mld zł – emerytalna. Jak wynika z naszych wyliczeń, do FUS wpływa rocznie ok. 100 mld zł składki emerytalnej, a wspomniane dodatkowe 5 mld zł oznacza, że tylko z tego tytułu wskaźnik waloryzacji wzrośnie w 2019 r. o 5 pkt proc. Do tego zapewne należy doliczyć jeszcze ok. 5–6 pkt proc. „naturalnego” wzrostu wynikającego z rosnących pensji w gospodarce i możliwego wzrostu zatrudnienia. Czyli łącznie wskaźnik waloryzacji może wynieść w 2019 r. ok. 10–11 proc. i byłby to trzeci najwyższy wskaźnik po latach 2007 i 2000. Na ogół waloryzacja jest niższa, w tym roku wyniosła 6,37 proc.
Trzeba pamiętać, że o ten wskaźnik waloryzacji powiększa się całą zgromadzoną na kontach emerytalnych kwotę. Łącznie z kapitałem początkowym wynosi ona obecnie 2 bln 370 mld zł. To oznacza, że tylko z tytułu zniesienia 30-krotności zapis na koncie wzrośnie o ok. 118 mld zł. Wzrost będzie dotyczył wszystkich, nie tylko osób, których obejmie zniesienie limitu 30-krotności. Efekt ten będzie jednoroczny, bowiem jest rodzajem zakłócenia, a sam wzór na waloryzację dotyczy porównywania przypisu składki rok do roku.
Korekty wzoru nie będzie
To oznacza, że rząd, chcąc otrzymać dziś ok. 5 mld zł rocznie wyższej składki wpływającej do ZUS, zwiększy przyszłe zobowiązania o ponad 100 mld zł. Jednorazowo. To pieniądze, które od tej pory też będą co roku waloryzowane i wrócą do ubezpieczonych w formie świadczeń. Warto zauważyć, że ich wypłata rozłoży się na lata. – To nie tylko zwiększa przyszłe zobowiązania i będzie utrwalało tę zmianę. Im dalej w las, tym ciężej będzie się z tego wycofać – mówi ekonomista Maciej Bukowski.
Według naszych informacji rząd w trakcie prac nad ustawą zauważył ten problem i rozważał nawet wprowadzenie specjalnego przepisu, który w jednym roku korygowałby wzór określający waloryzację. Tak, by efekt likwidacji 30-krotności nie wystąpił. Tyle że stał się w tej sprawie własnym zakładnikiem, ponieważ projekt był forsowany w błyskawicznym tempie z pominięciem normalnego trybu konsultacji. To spotkało się z oburzeniem i oprotestowaniem propozycji przez związki zawodowe i pracodawców. Propozycja korekty wzoru byłaby w takich okolicznościach tylko dolaniem oliwy do ognia. Budziłaby także obawy przed niebezpiecznym precedensem na przyszłość, że kolejne rządy zaczną majstrować przy wzorze, jeśli będzie to dla nich dogodne. Dlatego z politycznego punktu widzenia lepiej byłoby problem zamieść pod dywan.
O sprawę pytaliśmy wczoraj resort rodziny, pracy i polityki społecznej, ale odpowiedź mamy dostać dopiero dziś.