Przy okazji obniżenia wieku emerytalnego pojawiło się sporo głosów propagujących emeryturę obywatelską. Głównym argumentem ma być niepokojący symptom – wzrost liczby beneficjentów emerytur minimalnych.
Obecnie zaledwie 2,5 proc. emerytów korzysta z tej gwarancji w systemie powszechnym. Ale, skoro udział tych osób wzrośnie za 30 lat do 50 proc. – jak prognozują niektóre think-tanki – to może już teraz warto dokonać systemowej rewolucji. Wprowadzić jednolite świadczenie, przysługujące wszystkim emerytom. Zależne tylko od rezydencji. A nie od stażu, głównie wkładu pracy, tak jak obecnie przy przyznawaniu emerytur minimalnych. A jeśli ktoś chce mieć wyższą emeryturę niż obywatelska, to powinien oszczędzać w dobrowolnej części systemu emerytalnego. Na pierwszy rzut oka propozycja wydaje się bardzo atrakcyjna. Ale pojawia się wiele wątpliwości.
Pierwszą z nich są skutki dla finansów publicznych, które w ogóle trudno oszacować bez ustalenia wysokości tego świadczenia, warunków jego przyznania, rozstrzygnięć dotyczących respektowania praw nabytych, czyli zgromadzonych ponad 2 bln zł uprawnień emerytalnych z obecnego systemu.
Drugą, o wiele poważniejszą, są skutki dla rynku pracy. Oderwanie emerytur od wkładu pracy wysyła negatywne bodźce. Dezaktywizuje. Zbyt niski staż dla przyznania najniższej emerytury nie wspiera podaży pracy. A staż zerowy – czyli taki jak dla emerytury obywatelskiej – tym bardziej. Urawniłowka może okazać się kosztowna w kraju, który pomimo niskiego bezrobocia nadal cierpi na niską stopę zatrudnienia.
Na zerowy filar emerytur obywatelskich wyczekują jednak nie tylko ci, którzy mają niskie dochody, a więc emerytury będą mieć niskie. Również ci, którzy mając wysokie dochody, wolą płacić niższe składki, korzystając z dostępnych preferencji. Obok prekariuszy na śmieciówkach są to twórcy i artyści, ale także najbogatsi Polacy, tzw. liniowcy, czyli przedsiębiorcy rozliczający się wg liniowego PIT. Oczywiście w tej niejednorodnej grupie zwolenników emerytury obywatelskiej wielu po prostu optymalizuje. To zupełnie zrozumiałe. Skoro mogą...
Na istotne behawioralne aspekty systemów emerytalnych zwraca uwagę prof. Richard Thaler, który kilka dni temu otrzymał nagrodę Nobla z ekonomii. Choć tak trudno jest zrozumieć związek między akumulacją oszczędności, a wysokością przyszłej emerytury, to jednak ludzie intuicyjnie reagują na bodźce, które wynikają z parametrów systemu. Wiedzą też, gdzie państwo oferuje gwarancje. A te, jeśli są zbyt hojne, stają się kosztowne. Klasycznie, tam gdzie kończy się wolność indywidualna, zaczyna się odpowiedzialność państwa. Gwarancja systemowa oznacza, że za dopłaty do najniższych emerytur zapłaci całe społeczeństwo. Tym więcej, im gorzej będą ustawione parametry.
Dopłaty do emerytur najniższych wzrosną nie tylko z powodu obniżenia wieku emerytalnego, ale przede wszystkim z powodu niskiego stażu, który uprawnia do skorzystania z tej gwarancji oferowanej przez państwo. W miarę starzenia się społeczeństwa to właśnie staż będzie odgrywał coraz większą rolę. Dotychczas wynosił 25 lat, równy dla kobiet i mężczyzn. Obecnie został obniżony do 20 lat, ale tylko dla kobiet. Przy zarobkach na poziomie minimalnego wynagrodzenia 25-letni staż nie dawał szans na kumulację uprawnień na poziomie ekwiwalentnym dla przyznania emerytury najniższej. A minimalny ryczałtowy poziom składki dla działalności gospodarczej też ledwie wystarczy. Tym bardziej przy krótszym stażu kobiety nie wypracują tego ekwiwalentu.
Co z tego wynika dla przyszłych emerytek? Idąc tropem rozważań behawioralnych, niestety optymalną strategią może być ograniczanie aktywności zawodowej – niezależnie od zarobków – do poziomu wymaganego 20-letniego stażu. Jeszcze łatwiej tę strategię przyjmą kobiety przedsiębiorczynie, które jako osoby samozatrudnione mogą samodzielnie dostosować wypracowywanie minimalnego stażu. Z punktu widzenia samej kalkulacji emerytalnej, niewiele im da praca np. przez 27 lat, jeśli i tak dostaną tę samą emeryturę minimalną wynikająca ze stażu 20-letniego.
Oczywiście to, co będzie dla kobiet korzystne – czyli dopłata do minimalnej emerytury – stanie się pęknięciem, systemową skazą o rosnących konsekwencjach fiskalnych. Dlatego warunek stażu i zgromadzonych uprawnień dających gwarancję najniższej emerytury stanie się kluczowym parametrem dyskusji o dostosowaniu systemu emerytalnego do wyzwań demograficznych i zmieniającego się rynku pracy. Albo trzeba będzie go podnosić, albo będziemy skazani na dryfowanie w kierunku pułapki emerytury obywatelskiej.