Kontrola ZUS – to hasło potrafi zmrozić krew w żyłach niejednego przedsiębiorcy. Nawet jeśli nie ma sobie nic do zarzucenia i rozliczenia prowadzone są wzorowo, to zawsze istnieje obawa, że inspektor kontroli coś znajdzie. Tymczasem to płatnicy mogliby wytknąć ZUS wiele błędów.
Okazuje się np., że inspektorzy bezprawnie wydłużają kontrole, sztucznie zawyżając liczbę pracowników w firmie, od czego zgodnie z przepisami zależy dozwolony czas trwania tego postępowania. Im więcej bowiem osób pozostających w stosunku pracy w przedsiębiorstwie, tym dłużej można je kontrolować.
ZUS w takich sytuacjach wykorzystuje rozszerzoną definicję pracownika z ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, która zalicza do tego grona także zleceniobiorców czy (w pewnych przypadkach) wykonujących obowiązki na podstawie umowy o dzieło. Definicja ta jednak została wprowadzona, aby zapobiegać unikaniu oskładkowania części wynagrodzenia pracowników, w sytuacji gdy tylko jego część pracodawcy wypłacali na podstawie umowy o pracę (oskładkowanej obowiązkowo), a resztę w ramach dodatkowo zawartej umowy (oskładkowanej dobrowolnie). Próżno szukać jakiegokolwiek odniesienia tego przepisu do kontroli.
To nie koniec zarzutów, jakie można mieć wobec ZUS. Zakład nie tylko stworzył sobie własną interpretację pojęcia pracownika, lecz także wprowadził niepoparte przepisami odróżnienie kontroli od czynności kontrolnych, np. przesłuchiwania ubezpieczonych. Jego zdaniem kontrola, owszem, jest ograniczona terminem (chociaż i tak błędnie obliczanym), ale nie dotyczy to czynności, które można przeprowadzać w zasadzie bez końca.
Co mogą zrobić płatnicy? Okazuje się, niestety, że niewiele, bo sądy w tym wypadku często stają po stronie ZUS. Uznają, że za kontrolę można uznać działania inspektora w samej firmie, a tych podejmowanych poza nią – już nie. Przedsiębiorcy mają na ten temat inne zdanie...