Aż w 70 proc. gmin nie ma ani jednej placówki, w której mogłyby przebywać maluchy poniżej 3. roku życia. W pozostałych sytuacja nie jest aż tak tragiczna, ale pozostawia bardzo wiele do życzenia. Dlatego rząd zdecydował się na wprowadzenie zmian, dzięki którym zakładanie i prowadzenie żłobków oraz klubów dziecięcych ma stać się łatwiejsze. Uproszczone procedury, znacznie zwiększone dotacje i mniejsze obciążenia podatkowe – tak najogólniej można podsumować zachęty dla przedsiębiorców do tworzenia własnych placówek.
Modyfikacje, które wejdą w życie od początku przyszłego roku, powinny dać pożądane rezultaty, bo kiedy w kwietniu 2011 r. zaczynała obowiązywać ustawa o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3 (tzw. ustawa żłobkowa), w całym kraju działało zaledwie 511 żłobków. Z końcem 2016 r. funkcjonowało ich już ponad 2,2 tys., a poza nimi było 507 klubów dziecięcych i prawie 700 dziennych opiekunów.
To oznacza ogromną poprawę, ale i tak zdecydowanie niezadowalającą, by sprostać rosnącym z wielu powodów potrzebom.
Przede wszystkim przybywa dzieci. W 2016 r. przyszło ich na świat o niemal 13 tys. więcej niż w poprzednim, zaś w pierwszym kwartale tego roku odnotowano 100 tys. urodzeń, czyli o ponad 7 tys. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego, i prognozuje się, że na koniec 2017 r. będzie ich 400 tys.
Jeśli dodamy do tego polepszającą się sytuację na rynku pracy oraz wzrost zamożności Polaków, zapotrzebowanie na instytucjonalną opiekę nad maluchami będzie coraz większe, bo wyższe zarobki rodziców i dofinansowanie pozwolą na poniesienie kosztów pobytu dziecka w placówce bez uszczerbku dla budżetu rodziny.
Wszystko przemawia więc za tym, że prowadzenie żłobka to działalność z przyszłością, bowiem popyt na tego typu usługi jeszcze długo będzie znacznie przewyższał podaż. Żeby w 2030 r. 33 proc. dzieci do lat 3 mogło być objętych opieką zewnętrzną – a tak zakłada plan Morawieckiego – liczba miejsc w tego typu placówkach powinna wzrosnąć ponad dwukrotnie.
Barbara Grzywińska-Doktór