Polska podtrzymała w czwartek swoje zastrzeżenia do projektu zmian w dyrektywie o pracownikach delegowanych, które są niekorzystne dla naszego kraju. Państwa UE mają dalej pracować nad tą propozycją. Francja chce ostrzejszego podejścia, niż proponowała KE.

"Treść projektu dyrektywy budzi nadal liczne wątpliwości i zastrzeżenia" - mówił podczas czwartkowej debaty unijnych ministrów w tej sprawie w Luksemburgu wiceszef Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej Marcin Zieleniecki.

Chodzi o ubiegłoroczną propozycję zmian w dyrektywie z 1996 r. w sprawie delegowania pracowników, jaką przedstawiła Komisja Europejska. Najważniejszą proponowaną zmianą jest wprowadzenie zasady równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu. Oznacza to, że pracownik wysłany przez pracodawcę tymczasowo do pracy w innym kraju UE miałby zarabiać tyle, co pracownik lokalny za tę samą pracę.

Ma mu przysługiwać nie tylko płaca minimalna, jak jest obecnie, lecz także inne obowiązkowe składniki wynagrodzenia, takie jak premie czy dodatki urlopowe. Gdy okres delegowania przekroczy dwa lata, pracownik delegowany - zgodnie z propozycją KE - byłby objęty prawem pracy państwa goszczącego. Dla polskich firm, które delegują prawie 0,5 mln pracowników, to skrajnie niekorzystne zapisy.

Zdaniem Zielenieckiego, jest za wcześnie na zatwierdzenie porozumienia przez państwa członkowskie w tej sprawie i zamiast tego powinny toczyć się prace na szczeblu roboczym. "Liczymy na otwartość przyszłej prezydencji estońskiej (w Radzie UE - PAP) na uwagi i propozycje prezentowane przez wszystkie państwa członkowskie" - oświadczył.

W ocenie polskiego wiceministra, wiele proponowanych rozwiązań jest niejasnych, co pociągnie za sobą trudności w praktycznym stosowaniu przepisów. W konsekwencji - argumentował - może to doprowadzić do ograniczenia procesu delegowania pracowników.

Polska zwraca też uwagę na potencjalne problemy dla sektora transportowego, zwłaszcza w świetle przedstawionych ostatnio propozycji w sprawie objęcia delegowaniem kierowców. Zdaniem polskich władz, propozycje nowych regulacji mogą uniemożliwić wykonywanie transgranicznych przewozów.

Zieleniecki wskazywał na rygorystyczne działania podjęte przez niektóre państwa, które mogą zniechęcać do świadczenia usług wiążących się z delegowaniem. "Przykłady takich działań to możliwość zawieszenia świadczenia usług na terytorium kraju, nieproporcjonalne kary, opłaty za zgłoszenie delegowania naliczane od liczby deklarowanych pracowników" - wymieniał.

Polskiego punktu widzenia nie podzielają zachodnie państwa członkowskie, które chciałyby poprzez ograniczenia legislacyjne poprawić sytuację swoich przedsiębiorstw będących pod presją firm z Europy Wschodniej. Przed czwartkowym posiedzeniem Francja zgłosiła poprawki do propozycji KE jeszcze bardziej zaostrzające proponowane dotąd przepisy. Najważniejsza z nich mówi o ograniczeniu delegowania do roku zamiast dwóch lat, jak chciała KE.

"Francja chce, żeby pracownicy delegowani zachowali swoje prawa, ale jednocześnie chce zwalczać oszustwa, dlatego prosi o tymczasowy charakter delegowania" - przekonywała francuska minister pracy Muriel Penicaud. Jej propozycje poparła m.in. Holandia.

Według dyplomatów, pomysły Paryża są nie w smak nie tylko krajom naszego regionu, lecz także niektórych państwom zachodnim. Dodatkowo prace nad przepisami może opóźnić przedstawiona pod koniec maja propozycja KE, która mówi o objęciu przepisami o pracownikach delegowanych kierowców w transporcie międzynarodowym.

Podczas czwartkowego posiedzenia, poza polskim, do tej sprawy nawiązywało kilku ministrów z innych krajów, nie tylko z Europy Środkowo-Wschodniej. Dyplomaci z naszego regionu przekonują, że teraz zarówno projekt przepisów o pracownikach delegowanych, jak i ten dotyczący kierowców, należy rozpatrywać jako pakiet.

Czwartkowa dyskusja uwypukliła jeszcze bardziej podziały w UE, jakie wynikają z podejścia do tych przepisów. Czeska minister pracy Michaela Marksova-Tominova pytała, czy delegowaniami objęci mają być też np. kierowcy autobusów wycieczek szkolnych czy filharmonicy, który wyjeżdżają na koncerty.

"Delegowanie stało się synonimem nadużyć, oszustw, nieprzestrzegania prawa, źródłem nielegalnej, nieuczciwej konkurencji dla firm, również niejako przyczyną demontażu modelu społecznego" - mówił z kolei minister zatrudnienia Luksemburga Nicolas Schmit.

KE uzasadniała swoje propozycje potrzebą ochrony pracowników delegowanych przed dyskryminacją. Zwolennikami takich zmian są przede wszystkim zachodnioeuropejskie państwa UE, które zarzucają przedsiębiorcom ze wschodu Unii dumping socjalny i nieuczciwe zasady konkurencji. Prace nad tymi propozycjami będą kontynuowane teraz przez prezydencję estońską.