Lekarze twierdzą, że w efekcie reformy wiele oddziałów ratujących zawałowców może zostać zamkniętych. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach.
To kolejny problem po tym, jak w końcówce ubiegłego roku i na początku tego placówkom obniżono stawki za leczenie interwencyjne osób z zawałem serca. W dużej mierze były to jednak zmiany uzasadnione, na co wskazywał m.in. raport Najwyższej Izby Kontroli. W odpowiedzi prywatni właściciele klinik zapowiadali, że część z nich zamkną. Ale prawdziwy armagedon groził – zdaniem kardiologów – jesienią. Od 1 października ma wejść w życie sieć szpitali zmieniająca zasady finansowania placówek. Większość pieniędzy – 91 proc. lub nawet więcej, ma trafiać właśnie do niej. Tymczasem zgodnie z kryteriami nie znajdą się w niej np. prywatne szpitale jednoprofilowe, leczące głównie zawałowców.
Odpadną też oddziały kardiologiczne otwierane w ostatnich dwóch latach na poziomie powiatów czy województw (nie spełnia wymogu przynajmniej dwóch lat umowy z NFZ) oraz te bez zakontraktowanej izby przyjęć.
Potrzebne 150 placówek
Jak szacuje prof. Krystian Wita, wiceszef ds. lecznictwa w Górnośląskim Centrum Medycznym w Ochojcu, kryteria sieci spełni ok. 80 placówek z oddziałami kardiologicznymi. W konkursach może do nich dołączyć kolejne 40 – będą walczyć o pieniądze, które zostaną niewykorzystane w nowym systemie rozliczeń ryczałtem. Jednak dla zabezpieczenia dostępu do kardiologii interwencyjnej powinno działać ok. 150 ośrodków.
Eksperci i lekarze podkreślali przy tym, że dzięki obecnej siatce szpitali chorzy z terenów wiejskich i miejskich mają zbliżone szanse na przeżycie. Przy zawale czy udarze kluczowe są m.in. czas dotarcia do placówki, doświadczona kadra i dobry sprzęt.
Śmiertelność po roku od zawału / Dziennik Gazeta Prawna
Wczoraj medycy zorganizowali na ten temat konferencję, a ponadto w Sejmie tłumaczyć musiało się Ministerstwo Zdrowia. Zaniepokojeni posłowie zwołali bowiem w trybie specjalnym posiedzenie komisji zdrowia poświęcone ewentualnym negatywnym skutkom budowy sieci szpitali dla pacjentów ze schorzeniami kardiologicznymi.
Lekarze zaapelowali m.in. o uwzględnienie kardiologii inwazyjnej w sieci szpitali, zwiększenie nakładów na leczenie osób z chorobami serca oraz wdrożenie w życie zapowiadanej przez rząd i NFZ koordynowanej opieki nad zawałowcami.
Nie ma wątpliwości, że poza dobrem pacjenta chodzi też o kwestie ekonomiczne i polityczne. Właściciele placówek którzy przez lata w nie inwestowali, oraz medycy, którzy mieli w nich lepsze pensje niż średnia w zawodzie, boją się kolejnych, po obniżkach wycen świadczeń, cięć finansowych w ich dziedzinie.
Temat zagrożeń dla osób po zawale podchwyciła też opozycja. – Trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego ten rząd nie lubi kardiologów – pytał wczoraj Bartosz Arłukowicz, były minister zdrowia, a obecnie szef sejmowej komisji zdrowia. Klub PO chce nawet dopisać kardiologię jako osobny poziom referencyjny w ustawie i złoży taką poprawkę.
Szpitale w sieci pogrupowane są w sześć kategorii – cztery ogólne (dla szpitali wielodziałowych) i dwie specjalistyczne: pediatryczne oraz jako wspólna kategoria onkologiczne i pulmonologiczne. Dla tych ostatnich dziedzin oznacza to możliwość włączenia do nowego systemu placówek mających pojedyncze specjalizacje.
Minister uspokaja
Andrzej Jacyna, pełniący obowiązki prezes NFZ, podczas kardiologicznej konferencji złożył jednak ważną deklarację. – Świadczenia w małych ośrodkach kardiologii interwencyjnej zostaną przez fundusz kupione – przekonywał. Dodał, że pieniądze znajdą się dla 154 placówek. – To duży sukces dla środowiska kardiologów i ich pacjentów – mówi DGP dyrektor Wita.
Z kolei na posiedzeniu sejmowej komisji obawy próbował rozwiać wiceminister zdrowia Piotr Gryza (to on przygotowywał projekt o sieci). Tłumaczył, że placówki oraz oddziały, które nie znajdą się w sieci, będą mogły startować w konkursach i walczyć o pieniądze, które zostaną po rozdysponowaniu funduszy dla sieci.